(ur. 1946) - poeta, prozaik, dramaturg, tłumacz, lekarz. Profesor w
Instytucie Filologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wydał
m.in.: tomiki poezji "Ludzki wynalazek" (1978), "Wilgoć” (1997), "Za kobietą
tren" (2001), "Opaska gazowa. Poemat dyżurny" (1970, 2004), "Park" (2011),
powieści "Himalaje" (1979), "Czapki i niewidki" (1980), "Diabeł na placu
Zbawiciela" (1990), zbiory opowiadań "Śpiący w mieście" (1978), "Raz jeden
jedyny" (2007), słowniki "Wielki słownik frazeologiczny języka polskiego"
(2003), "Wielki słownik skrótów i skrótowców" (2007). Jest także autorem
ponad 60 dramatów radiowych. Laureat m.in. Nagrody I st. Polskiego Radia za Twórczość Radiową, Nagrody im. C.K.
Norwida. Mieszka w Podkowie Leśnej.
Osiem dni temu przed wielu laty
pod Smoleńskiem rozpadł się polski samolot
Patrzyliśmy obaj, w troje,
całą dużą grupą,
stojąc obok siebie, nie
wierząc,
nie dotykając się, opierając,
patrzyliśmy w siebie, wprost od
siebie,
czując, że obok kolano w kolano,
głowa w głowę, można się
chylić
na sąsiednie ramię, szukaniem czoła
od tych szyj i z góry, i aby
łowić
widmo, to, co się budzimy
z krzykiem w igłach dnia,
od tego, co
tak widzimy samych siebie,
nas, co patrzymy, wbici na
pal
18.04.2010
pierwodruk: Piotr Müldner-Nieckowski, "Park", Warszawa 2011
Wiersze o Smoleńsku
Antologia polskiej poezji inspirowanej tragedią 10 kwietnia 2010 roku
Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango
- Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango
- Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").
wtorek, 2 października 2012
czwartek, 26 kwietnia 2012
ŁUKASZ MIGDAŁ
- czeladnik poezji. Miłośnik przeszłości, rzek, parków i gór. Wolny duch, wolny
Polak. Mieszka w Tarnowskich Górach.
Pożegnanie
Przemysławowi Gosiewskiemu
i pozostałym Ofiarom Katastrofy Smoleńskiej 10.04.2010 r.
poświęcam
Miał Pan straszną śmierć, Panie Pośle,
ale z czym zostajemy my, żywi?
Doświadczeni, kolejny raz utwierdzeni
w grozie i cierpieniu. Życiu,
w które sami wczepiamy się do zatracenia,
które chcemy potem ostatecznie odrzucić,
kiedy po wstrząsach, krzyku, rwaniu włosów,
po ekstatycznych zrywach, trwaniu w martwej ciszy,
leżymy, oddychając ciężko, pogodzeni-niepogodzeni.
Pozostała nam bolesna pustka, ale nie na długo.
Życie nie znosi próżni, natarczywie powraca.
Kto chce pamiętać, kurczy się z niemocy i gniewu.
Maski pośmiertne, gesty, całun, wchodzą w ciało.
Jeszcze chwila – i powracamy do swoich zajęć.
Wszystko co mamy, małe jest: garstka wspomnień,
bryłka ziemi, słowo, śmiertelne, jak Wy, kruche.
Pamięć nikczemnie nietrwała, zakładnik klęski.
Pamięć mała jak nieprzyznanie się do klęski.
Ich lekkie cienie potrzebują czułości, więcej
niż można zebrać w sercu jednego człowieka.
Więcej czułości niż poświęcaliśmy sobie,
wiary większej nad całe nasze zwątpienie,
nad obojętność, całe dotychczasowe życie.
Są bez głosu, jak fale biją w głuchy horyzont
sumień, słabiej i słabiej, kołyszą nas, do snu.
Pozostają twarze – pytanie na usta wszystkich
odważnych wystarczająco żeby słyszeć
odważnych wystarczająco żeby pytać pytać
i odpowiadać i dać odpowiedź
Tą śmiercią zadano nam po raz drugi to samo
życie, podwojone o ciężar Tamtych imion.
To będzie prośba o ponowne narodziny,
trudniejsze zwycięstwo,
niedojrzałość nie do usprawiedliwienia,
maturalny egzamin z człowieka,
długa droga do Damaszku przez pustynię,
dobrowolne kluczenie, ociemnienie, post,
pielgrzymowanie pozornie bez celu,
uwiąd pragnień i samotność, czczość,
nowe powołanie do arcydzieła,
radość odnalezienia, uspokojenie,
i szaleństwo, zaparcie się milczenia.
Pomiędzy katedrą z ciała, kości i krwi
a zwykłym błotem,
krąży znikliwa iskra zwana duszą
– nie dajmy jej zniknąć.
Z serca, pamięci, wyobraźni –
ile Nas w Was?,
niepewny apel poległych
do Nas
kwiecień 2010 / kwiecień 2012
Pożegnanie
Przemysławowi Gosiewskiemu
i pozostałym Ofiarom Katastrofy Smoleńskiej 10.04.2010 r.
poświęcam
Miał Pan straszną śmierć, Panie Pośle,
ale z czym zostajemy my, żywi?
Doświadczeni, kolejny raz utwierdzeni
w grozie i cierpieniu. Życiu,
w które sami wczepiamy się do zatracenia,
które chcemy potem ostatecznie odrzucić,
kiedy po wstrząsach, krzyku, rwaniu włosów,
po ekstatycznych zrywach, trwaniu w martwej ciszy,
leżymy, oddychając ciężko, pogodzeni-niepogodzeni.
Pozostała nam bolesna pustka, ale nie na długo.
Życie nie znosi próżni, natarczywie powraca.
Kto chce pamiętać, kurczy się z niemocy i gniewu.
Maski pośmiertne, gesty, całun, wchodzą w ciało.
Jeszcze chwila – i powracamy do swoich zajęć.
Wszystko co mamy, małe jest: garstka wspomnień,
bryłka ziemi, słowo, śmiertelne, jak Wy, kruche.
Pamięć nikczemnie nietrwała, zakładnik klęski.
Pamięć mała jak nieprzyznanie się do klęski.
Ich lekkie cienie potrzebują czułości, więcej
niż można zebrać w sercu jednego człowieka.
Więcej czułości niż poświęcaliśmy sobie,
wiary większej nad całe nasze zwątpienie,
nad obojętność, całe dotychczasowe życie.
Są bez głosu, jak fale biją w głuchy horyzont
sumień, słabiej i słabiej, kołyszą nas, do snu.
Pozostają twarze – pytanie na usta wszystkich
odważnych wystarczająco żeby słyszeć
odważnych wystarczająco żeby pytać pytać
i odpowiadać i dać odpowiedź
Tą śmiercią zadano nam po raz drugi to samo
życie, podwojone o ciężar Tamtych imion.
To będzie prośba o ponowne narodziny,
trudniejsze zwycięstwo,
niedojrzałość nie do usprawiedliwienia,
maturalny egzamin z człowieka,
długa droga do Damaszku przez pustynię,
dobrowolne kluczenie, ociemnienie, post,
pielgrzymowanie pozornie bez celu,
uwiąd pragnień i samotność, czczość,
nowe powołanie do arcydzieła,
radość odnalezienia, uspokojenie,
i szaleństwo, zaparcie się milczenia.
Pomiędzy katedrą z ciała, kości i krwi
a zwykłym błotem,
krąży znikliwa iskra zwana duszą
– nie dajmy jej zniknąć.
Z serca, pamięci, wyobraźni –
ile Nas w Was?,
niepewny apel poległych
do Nas
kwiecień 2010 / kwiecień 2012
środa, 25 kwietnia 2012
ANDRZEJ TADEUSZ KIJOWSKI
(ur. 1954) - poeta, publicysta, realizator telewizyjny, wykładowca akademicki, działacz odrodzonego samorządu. W latach 1976-1989 współpracownik KOR-u i NOW-ej oraz paryskiego "Kontaktu". Wydał m.in. "Opis obyczajów w XV-leciu międzysojuszniczym 1989-2004". Mieszka w Warszawie.
Sława *
Pałac zdobyłeś. Tłumy na Frascati
Na całą Polskę sławiły Twe imię.
Przyglądam się tej barwnej fotografii.
Po lecie, rychło nadchodzącej - zimie.
Zimny był Pałac. Nieufni sąsiedzi.
Wśród żyrandoli kapuś ściskał pięści.
A Ty jak dziecko, co ma księżyc w sieci,
Ukradłszy nocy blask – nie wierzysz zemście.
Smok wyszedł z jamy. Padłeś pod Wawelem.
Niebo zamknięte. Srożą się wulkany.
Nadziei w sercach strwożonych niewiele.
Głosimy klęskę setne licząc rany.
Po nocy – brzask. Po zimie wiosna świta.
Po ojcu – syn. A brat szlusuje brata.
Są moce zła. Lecz Anioł wnet je schwyta.
To zwykły Sławy bieg. Porządek świata.
* Część wiersza datowana 23.IV.2010 r. Całość tekstu na stronie Andrzeja Tadeusza Kijowskiego.
Elegia dla Marka Rosiaka
Bronisławowi Wildsteinowi
To jest wiersz spod krzyża do tych osób,
Które zła się boją, nie chcą wierzyć.
To ostatni rozpaczliwy sposób
By się przez tę waszą drwinę przebić.
Wy szepczecie: ciszej nad Rosiakiem.
Chcecie cieszyć się swobód dostatkiem.
On był wszakże gorejącym krzakiem.
Zginął, poległ z nienawiści bratniej!
Wspominacie heroiczne czasy.
Dzwonki do drzwi, zabrane paszporty.
Kiedy trzeba wspomnicie Pyjasa.
Śmierć Przemyka. Zbuntowane porty.
Nie ma portów i stocznie sprzedane.
Rząd zaciera ślady po zamachu.
Gdzie zostało zabitych nad ranem.
Stu naiwnych, prawdziwych Polaków.
Nie ma pracy! Od lat, od miesięcy.
Wolno mówić, można emigrować.
Pod krzyżami krzyczą ludzie – z nędzy.
Gdzie się chcecie przed ich skargą schować?
Rosną mury. Te bramy kodowe:
Piny, Nipy i dostęp do sieci.
Ludzie czują historyczną zmowę
I, że czają się na nas – sąsiedzi.
Jakże trudno uwierzyć nad ranem,
Że dzień nie wstał, że mrok nas zasnuwa.
Jeszcze śnisz, tłumisz lęk, pijesz kawę.
Jeszcze marzysz o sztuce – co długa.
Krótka sztuka a długie uniki:
Sonnenbrucha, Szymborskiej, Ważyka.
Co się strzegli ludowej paniki.
Nie widzieli jak świat wokół znikał.
Nie wierzyli: w mydło z ludzkiej skóry,
Rozstrzelanych jak Nil strzałem w ciemię.
Was smoleńskie zaślepiają chmury.
Drwiną pustą głuszycie sumienie.
20 kwietnia 2011
pierwodruk: atkijowski.blogspot.com
Sława *
Pałac zdobyłeś. Tłumy na Frascati
Na całą Polskę sławiły Twe imię.
Przyglądam się tej barwnej fotografii.
Po lecie, rychło nadchodzącej - zimie.
Zimny był Pałac. Nieufni sąsiedzi.
Wśród żyrandoli kapuś ściskał pięści.
A Ty jak dziecko, co ma księżyc w sieci,
Ukradłszy nocy blask – nie wierzysz zemście.
Smok wyszedł z jamy. Padłeś pod Wawelem.
Niebo zamknięte. Srożą się wulkany.
Nadziei w sercach strwożonych niewiele.
Głosimy klęskę setne licząc rany.
Po nocy – brzask. Po zimie wiosna świta.
Po ojcu – syn. A brat szlusuje brata.
Są moce zła. Lecz Anioł wnet je schwyta.
To zwykły Sławy bieg. Porządek świata.
* Część wiersza datowana 23.IV.2010 r. Całość tekstu na stronie Andrzeja Tadeusza Kijowskiego.
Elegia dla Marka Rosiaka
Bronisławowi Wildsteinowi
To jest wiersz spod krzyża do tych osób,
Które zła się boją, nie chcą wierzyć.
To ostatni rozpaczliwy sposób
By się przez tę waszą drwinę przebić.
Wy szepczecie: ciszej nad Rosiakiem.
Chcecie cieszyć się swobód dostatkiem.
On był wszakże gorejącym krzakiem.
Zginął, poległ z nienawiści bratniej!
Wspominacie heroiczne czasy.
Dzwonki do drzwi, zabrane paszporty.
Kiedy trzeba wspomnicie Pyjasa.
Śmierć Przemyka. Zbuntowane porty.
Nie ma portów i stocznie sprzedane.
Rząd zaciera ślady po zamachu.
Gdzie zostało zabitych nad ranem.
Stu naiwnych, prawdziwych Polaków.
Nie ma pracy! Od lat, od miesięcy.
Wolno mówić, można emigrować.
Pod krzyżami krzyczą ludzie – z nędzy.
Gdzie się chcecie przed ich skargą schować?
Rosną mury. Te bramy kodowe:
Piny, Nipy i dostęp do sieci.
Ludzie czują historyczną zmowę
I, że czają się na nas – sąsiedzi.
Jakże trudno uwierzyć nad ranem,
Że dzień nie wstał, że mrok nas zasnuwa.
Jeszcze śnisz, tłumisz lęk, pijesz kawę.
Jeszcze marzysz o sztuce – co długa.
Krótka sztuka a długie uniki:
Sonnenbrucha, Szymborskiej, Ważyka.
Co się strzegli ludowej paniki.
Nie widzieli jak świat wokół znikał.
Nie wierzyli: w mydło z ludzkiej skóry,
Rozstrzelanych jak Nil strzałem w ciemię.
Was smoleńskie zaślepiają chmury.
Drwiną pustą głuszycie sumienie.
20 kwietnia 2011
pierwodruk: atkijowski.blogspot.com
wtorek, 26 kwietnia 2011
RÓŻNI AUTORZY
Po 10 kwietnia 2010 roku w prasie i internecie opublikowano dziesiątki wierszy smoleńskich, napisanych przez debiutantów i mniej znanych poetów, a także przez prozaików, publicystów, satyryków, autorów tekstów piosenek, wreszcie przez anonimowych internautów. Są to w większości teksty szczególnie emocjonalne, często o charakterze publicystycznym, czasami przeróbki utworów znanych z historii literatury (zwłaszcza "Pogrzebu Prezydenta Narutowicza" Juliana Tuwima). Niektóre posiadają jednak autonomiczną wartość literacką, wszystkie - wartość świadectwa. Poniżej przedstawiam najciekawsze z nich. [red.]
MARCIN WOLSKI
Na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego
Mediom
Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!
Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych.
Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,
dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny,
wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło.
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone bez ustanku, dzień w dzień.
Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...
Karlejecie, pętaki, rośnie zaś Jego cień!
Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy,
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy.
A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście.
Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.
Na kolana, łajdaki, sypać popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!
MARCIN WOLSKI
Golgota
Z nieludzkiej ziemi, tam, gdzie grób
pod nowym grobem się ugina,
gdzie złomu kłąb i trupi smród -
idzie od roku - jak dziewczyna...
idzie półnaga, całkiem bosa,
przez drogi nienawistne.
Koronę z cierni ma we włosach
dziewięćdziesięciu sześciu istnień.
Bez trwogi wciąż wytrwale prze,
mimo że tylu jej ubliża,
szydzą z niej w noce oraz dnie
zawzięte hordy wrogów krzyża.
Zagłusza ją medialny gwar,
nie pokazują jej dzienniki,
czasem odbitą ujrzysz twarz
w chusteczce świętej Weroniki,
Lecz gdy upada, milion rąk
unosi ją nad zapomnienie,
silniejszą każdą polską łzą
i każdym polskim serca drgnieniem,
Nie daje się zadeptać wrogom,
że wygra - wie od dawna,
więc idzie tak krzyżową drogą
ostatnia polska święta - Prawda.
TADEUSZ ZACHARA
10 kwietnia
Stało się
a może jednak nie
może spróbować zamknąć oczy
zasnąć i obudzić się po złym śnie
Stało się
jak obuchem w głowę
drży jeszcze ostatni akord
niedokończonej symfonii
w mglistym powietrzu dopala się
ostatni znicz
Stało się
tego filmu nie puści już nikt
w odwrotną stronę
wylądowali
na miejscu swego przeznaczenia
Stało się
tajemnicę zabrali ze sobą
do zatrzaśniętych trumien
czarna skrzynka czarna łubianka
dochowa milczenia niezawodnie
i milczeć będą drzewa
które to widziały
Stało się
trafiony odłamkiem uśpiony żubr
otwiera szeroko oczy ze zdumienia
ryk uwiązł mu w gardle
zbiera się do galopu
w swoją ostatnią szarżę
kwiecień 2010
JAN OWCZAREK
Trumna Prezydenta
Jedzie kondukt żałobny ulicą Warszawy
Wita Go tłum uliczny posępnym milczeniem
Mgła smoleńska się snuje jakąś smugą krwawą
Brzmi werbel opuszczonej flagi bolesnym zdziwieniem
Pan Prezydent powrócił do swojego Miasta
Już nigdy nie przemówi nie wyda orędzia
Ten szczuty i opluwany olbrzymem wyrasta
Ponad ich niegodziwość i moralną nędzę
Chciał oddać pokłon prochom poległych w Katyniu
Sam poległ i już więcej nie złoży tam kwiatów
Dudni kompania wojska i dźwięk trąbki płynie
Ślą depesze żałobne z wielu krajów świata
Polska dźwiga tę trumnę jak ciężar z ołowiu
Przygnieciona kamieniem narodowej klęski
Tyle pytań się ciśnie a nikt nie odpowie
Więc trzeba przyjąć tę boleść zwyczajnie po męsku
Ruszy pochód na Wawel smęcąc ujęte snem grody
Przypomni wielkość której nie wyziębi sto lat
I stanie u stóp królów znów dumnym Narodem
I z podziwem na Polskę spojrzy cały świat
Żołnierze w rogatywkach poniosą tę trumnę
Będzie głucho dudnił stukotem butów bruk
Przez Polskę którą On zawsze w sercu nosił dumnie
A Jego wielkich marzeń wysłucha sam Bóg
[CDN]
MARCIN WOLSKI
Na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego
Mediom
Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!
Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych.
Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,
dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny,
wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło.
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone bez ustanku, dzień w dzień.
Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...
Karlejecie, pętaki, rośnie zaś Jego cień!
Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy,
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy.
A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście.
Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.
Na kolana, łajdaki, sypać popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!
MARCIN WOLSKI
Golgota
Z nieludzkiej ziemi, tam, gdzie grób
pod nowym grobem się ugina,
gdzie złomu kłąb i trupi smród -
idzie od roku - jak dziewczyna...
idzie półnaga, całkiem bosa,
przez drogi nienawistne.
Koronę z cierni ma we włosach
dziewięćdziesięciu sześciu istnień.
Bez trwogi wciąż wytrwale prze,
mimo że tylu jej ubliża,
szydzą z niej w noce oraz dnie
zawzięte hordy wrogów krzyża.
Zagłusza ją medialny gwar,
nie pokazują jej dzienniki,
czasem odbitą ujrzysz twarz
w chusteczce świętej Weroniki,
Lecz gdy upada, milion rąk
unosi ją nad zapomnienie,
silniejszą każdą polską łzą
i każdym polskim serca drgnieniem,
Nie daje się zadeptać wrogom,
że wygra - wie od dawna,
więc idzie tak krzyżową drogą
ostatnia polska święta - Prawda.
TADEUSZ ZACHARA
10 kwietnia
Stało się
a może jednak nie
może spróbować zamknąć oczy
zasnąć i obudzić się po złym śnie
Stało się
jak obuchem w głowę
drży jeszcze ostatni akord
niedokończonej symfonii
w mglistym powietrzu dopala się
ostatni znicz
Stało się
tego filmu nie puści już nikt
w odwrotną stronę
wylądowali
na miejscu swego przeznaczenia
Stało się
tajemnicę zabrali ze sobą
do zatrzaśniętych trumien
czarna skrzynka czarna łubianka
dochowa milczenia niezawodnie
i milczeć będą drzewa
które to widziały
Stało się
trafiony odłamkiem uśpiony żubr
otwiera szeroko oczy ze zdumienia
ryk uwiązł mu w gardle
zbiera się do galopu
w swoją ostatnią szarżę
kwiecień 2010
JAN OWCZAREK
Trumna Prezydenta
Jedzie kondukt żałobny ulicą Warszawy
Wita Go tłum uliczny posępnym milczeniem
Mgła smoleńska się snuje jakąś smugą krwawą
Brzmi werbel opuszczonej flagi bolesnym zdziwieniem
Pan Prezydent powrócił do swojego Miasta
Już nigdy nie przemówi nie wyda orędzia
Ten szczuty i opluwany olbrzymem wyrasta
Ponad ich niegodziwość i moralną nędzę
Chciał oddać pokłon prochom poległych w Katyniu
Sam poległ i już więcej nie złoży tam kwiatów
Dudni kompania wojska i dźwięk trąbki płynie
Ślą depesze żałobne z wielu krajów świata
Polska dźwiga tę trumnę jak ciężar z ołowiu
Przygnieciona kamieniem narodowej klęski
Tyle pytań się ciśnie a nikt nie odpowie
Więc trzeba przyjąć tę boleść zwyczajnie po męsku
Ruszy pochód na Wawel smęcąc ujęte snem grody
Przypomni wielkość której nie wyziębi sto lat
I stanie u stóp królów znów dumnym Narodem
I z podziwem na Polskę spojrzy cały świat
Żołnierze w rogatywkach poniosą tę trumnę
Będzie głucho dudnił stukotem butów bruk
Przez Polskę którą On zawsze w sercu nosił dumnie
A Jego wielkich marzeń wysłucha sam Bóg
[CDN]
sobota, 23 kwietnia 2011
MARTA BEROWSKA
- poetka, autorka sztuk scenicznych oraz słuchowisk. Zajmuje się głównie twórczością dla dzieci i młodzieży. Mieszka w Warszawie.
Katyń 2010
Ten las tak płytko przeorany
a pod tym lasem kości i guziki
krwawe jezioro wśród martwych korzeni
wasze spojrzenia - ślady po wystrzałach
Ale i wy
i wy się tam zmieścicie
pośród tysięcy tych co już zginęli
i jeszcze będą ginąć...
Te wasze dusze niekompletne
te strzępy ciał niepochowane
niesione w ptasich dziobach do gniazd
szarpane wiatrem, skrywane we mgle
Dla wszystkich miejsca wystarczy
dla łez
i listów
zagubionych w sieci i w przestrzeni
Weźmie was
weźmie płytki skrawek ziemi
w ostatnią podróż
w smugę cienia
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
Katyń 2010
Ten las tak płytko przeorany
a pod tym lasem kości i guziki
krwawe jezioro wśród martwych korzeni
wasze spojrzenia - ślady po wystrzałach
Ale i wy
i wy się tam zmieścicie
pośród tysięcy tych co już zginęli
i jeszcze będą ginąć...
Te wasze dusze niekompletne
te strzępy ciał niepochowane
niesione w ptasich dziobach do gniazd
szarpane wiatrem, skrywane we mgle
Dla wszystkich miejsca wystarczy
dla łez
i listów
zagubionych w sieci i w przestrzeni
Weźmie was
weźmie płytki skrawek ziemi
w ostatnią podróż
w smugę cienia
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
ALICJA PATEY-GRABOWSKA
- poetka, autorka utworów dla dzieci i sztuk scenicznych. Opublikowała kilkanaście tomów poezji oraz antologię wierszy katyńskich "Krzyk o świcie". Mieszka w Warszawie.
Ziemia smoleńska
Pamięci Ofiar
katastrofy smoleńskiej,
w tym przyjaciołom
z Rodziny Katyńskiej
Ziemio Katyńska
Ziemio Smoleńska
Ziemio bólem
rozpaczą
przesiąknięta
Wyciągasz w niebo
martwe ramiona drzew
aby przycisnąć
do wyschłego łona
ofiarę z krwi
Mgła
trupim oddechem
spowija ciała
Tylko cisza niemo
nad szczątkami płacze
i drzewo ścięte
ze zgrozą przyklęka
Już dosyć
ziemio
pochłonęłaś ofiar
Ziemio przeklęta
Kwiecień 2010
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
Ziemia smoleńska
Pamięci Ofiar
katastrofy smoleńskiej,
w tym przyjaciołom
z Rodziny Katyńskiej
Ziemio Katyńska
Ziemio Smoleńska
Ziemio bólem
rozpaczą
przesiąknięta
Wyciągasz w niebo
martwe ramiona drzew
aby przycisnąć
do wyschłego łona
ofiarę z krwi
Mgła
trupim oddechem
spowija ciała
Tylko cisza niemo
nad szczątkami płacze
i drzewo ścięte
ze zgrozą przyklęka
Już dosyć
ziemio
pochłonęłaś ofiar
Ziemio przeklęta
Kwiecień 2010
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
BOHDAN WROCŁAWSKI
(ur. 1944) - poeta, dramaturg, prozaik. Debiutował w 1967 tomem poezji "Linia Krat". Ostatnio opublikował "Cyrograf milczenie" (2003) i "Inny smak księżyca" (2006). Redaktor serwisu internetowego pisarze.pl. Mieszka w Warszawie.
Smoleńska mgła
Mgła nad smoleńskim lotniskiem nadal nie opada
staje się trwała jak instytucje państwowe
które odznacza się w dni świąteczne i tylko pogrzeby
wyzwalają nasze myśli wciąż jeszcze pozbawiane wolności i wyobraźni
powoli przechodzimy wzdłuż ściany płaczu
słychać łkanie małego dziecka
to my wiecznie głodni szukający drogowskazów
my dzieci Szopenów Norwidów Fieldorfów
tych których pamięć śpi zasypana wieczną zmarzliną Syberii
i niedoskonałości
wolno przesuwający się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia
aż po sam kraniec naszej samotności bólu
którego nie potrafimy jeszcze zrozumieć
ale który zawiązał nasze myśli na stałe
ogrzewam dłonie kubkiem z ciepłą herbatą wlaną z termosu
jest słona tak jak wyłkana nasza samotność
łzy które pozbawione naszej obecności
zaczynają własne dorosłe już życie
tymczasem ktoś gra na skrzypcach podnosisz oczy do góry
patrzysz skąd dobiega ten dźwięk
nie dostrzegasz nikogo kilka chmur dach Dziekanki szept modlitwy
ktoś otwiera ramiona szeroko
odgadujesz to Wisła zmęczona wędrówką
omija Wyspę Sobieszewską i wpada do wiecznie głodnego morza
tak kończą się nasze niepokorne sny
Nadzieje
Samotność
Ale teraz wiesz rozumiesz dostrzegasz to
Obok ciebie są tacy sami jak ty
ci których ustawicznie pozbawiano sensu istnienia
Jesteście razem
Nareszcie razem
Blisko chmur zawiązujących muzykę skrzypiec delikatność westchnień
Widzisz małą rudą harcerkę
Odbiera od ciebie kwiaty i światełko twojej nieobecności
Ustawia je wśród innych dziesiątek setek tysięcy
Jest tak wspaniała jak najczystsza pierwotna pieśń skalnych pieczar
W których płonęło ognisko
zakreślające krąg ciepła i bezpieczeństwa
To nasz dom
Dom człowieczej pamięci skromności i potęgi
Nadal patrzysz na harcerkę
kiedy uśmiechnięta odgarnia opadające włosy
Oświetlają ją płonące znicze
I najczystsze ludzkie spojrzenia
Przyznaj
Jesteś wzruszony
Wzruszony tym że nie było ciebie tu wczoraj i jeszcze wcześniej
A tylko twoja wyobraźnia otworzyła się przy tej natchnionej muzyce skrzypiec
Która już na stałe zamieszkała w tobie
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
Smoleńska mgła
Mgła nad smoleńskim lotniskiem nadal nie opada
staje się trwała jak instytucje państwowe
które odznacza się w dni świąteczne i tylko pogrzeby
wyzwalają nasze myśli wciąż jeszcze pozbawiane wolności i wyobraźni
powoli przechodzimy wzdłuż ściany płaczu
słychać łkanie małego dziecka
to my wiecznie głodni szukający drogowskazów
my dzieci Szopenów Norwidów Fieldorfów
tych których pamięć śpi zasypana wieczną zmarzliną Syberii
i niedoskonałości
wolno przesuwający się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia
aż po sam kraniec naszej samotności bólu
którego nie potrafimy jeszcze zrozumieć
ale który zawiązał nasze myśli na stałe
ogrzewam dłonie kubkiem z ciepłą herbatą wlaną z termosu
jest słona tak jak wyłkana nasza samotność
łzy które pozbawione naszej obecności
zaczynają własne dorosłe już życie
tymczasem ktoś gra na skrzypcach podnosisz oczy do góry
patrzysz skąd dobiega ten dźwięk
nie dostrzegasz nikogo kilka chmur dach Dziekanki szept modlitwy
ktoś otwiera ramiona szeroko
odgadujesz to Wisła zmęczona wędrówką
omija Wyspę Sobieszewską i wpada do wiecznie głodnego morza
tak kończą się nasze niepokorne sny
Nadzieje
Samotność
Ale teraz wiesz rozumiesz dostrzegasz to
Obok ciebie są tacy sami jak ty
ci których ustawicznie pozbawiano sensu istnienia
Jesteście razem
Nareszcie razem
Blisko chmur zawiązujących muzykę skrzypiec delikatność westchnień
Widzisz małą rudą harcerkę
Odbiera od ciebie kwiaty i światełko twojej nieobecności
Ustawia je wśród innych dziesiątek setek tysięcy
Jest tak wspaniała jak najczystsza pierwotna pieśń skalnych pieczar
W których płonęło ognisko
zakreślające krąg ciepła i bezpieczeństwa
To nasz dom
Dom człowieczej pamięci skromności i potęgi
Nadal patrzysz na harcerkę
kiedy uśmiechnięta odgarnia opadające włosy
Oświetlają ją płonące znicze
I najczystsze ludzkie spojrzenia
Przyznaj
Jesteś wzruszony
Wzruszony tym że nie było ciebie tu wczoraj i jeszcze wcześniej
A tylko twoja wyobraźnia otworzyła się przy tej natchnionej muzyce skrzypiec
Która już na stałe zamieszkała w tobie
pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011
niedziela, 27 marca 2011
ALEKSANDER RYBCZYŃSKI
- poeta, krytyk artystyczny, fotograf, publicysta i wydawca. Absolwent historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Debiutował tomem wierszy "Jeszcze żyjemy" (1982), za który otrzymał Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Wydał m.in. książki poetyckie: "Światłoczułość" (2003), "Jaskółka" (2004), "Kaligrafia w ciemności" (2009). Mieszka w Toronto.
Prezydent Lech Kaczyński wkracza do nieba
doborowym dowodził oddziałem i wszyscy idą wyprostowani
niebieską aleją jakby manewr "odchodzimy" powiódł się
i nie było wybuchu który miał zmienić ciało Polski w proch
a ich rozszarpać na kawałki by nie było ani śladu ani nadziei
tak chciano ich ośmieszyć i każdą kroplę krwi zamienić
w kroplę farby drukarskiej niosącej kłamstwo za kłamstwem
tak chciano ich ośmieszyć z każdej nitki ich mundurów
snuć odwieczną szatę zdrady narzucać ją na usłużne plecy
lecz statek ich powietrzny rzucony na złom na deszcz na rdzę
w Feniksa się zamienił by w górę serca unosić niepokorne
a Oni wkraczają teraz do nieba: dwaj Prezydenci generał
Błasik Anna Solidarność Janusz Kurtyka kapitan Protasiuk
admirał Karweta i pozostali zrównani w szarży bohaterstwem śmierci
wniebowzięci w blaski ideałów bo tylko wiara w nie czyni cuda
gotowi przyklęknąć i pochylić głowy przed potęgą ofiary najwyższej
odznaczonej dziurą w nagiej oblepionej katyńską ziemią czaszce
witają ich w milczeniu odziały powstańców
podchorążowie Wysockiego zwycięska kawaleria
polegli w potyczkach i dobici bagnetami
kto służył ojczyźnie odnajdzie ją w niebie
nie widzą już smoleńskiej mgły
ani plugawego spektaklu umywania rąk
odznaczania zdrajców i stawiania pomników najeźdźcom
uginania karków i powszechnej hańby milczenia
wkraczają teraz do nieba i śpiewają im aniołowie
tak piękni i młodzi jak stewardesy które
wytrwały przy nich do końca
wkraczają do nieba
i wita ich Chrystus
przejmuje stery i
ofiarowuje im
Polskę
pierwodruk: "Arcana" 2011 nr 1
recytacja 1 / recytacja 2
Ciało Polski
pamięci Przemysława Gosiewskiego
ciało Polski leży na moskiewskim stole prosektoryjnym
pochylają się nad nią siwe głowy patomorfologów
smoleński las i połacie syberyjskiej tundry
szklanki wódki lśnią jak gwiazdy
obok skrwawione skalpele
insygnia upadku w mgłę
sekcja nie trwa długo
ciało prawie martwe
i nawet nie wierzga
mężczyźni ścierają pot
suchym śmiechem śmierci
i pospiesznie zaszywają zwłoki
wrzucając do środka gumowe rękawice
kawałki kory drzew i zlodowaciałe płuca zesłania
Prezydent Lech Kaczyński wkracza do nieba
doborowym dowodził oddziałem i wszyscy idą wyprostowani
niebieską aleją jakby manewr "odchodzimy" powiódł się
i nie było wybuchu który miał zmienić ciało Polski w proch
a ich rozszarpać na kawałki by nie było ani śladu ani nadziei
tak chciano ich ośmieszyć i każdą kroplę krwi zamienić
w kroplę farby drukarskiej niosącej kłamstwo za kłamstwem
tak chciano ich ośmieszyć z każdej nitki ich mundurów
snuć odwieczną szatę zdrady narzucać ją na usłużne plecy
lecz statek ich powietrzny rzucony na złom na deszcz na rdzę
w Feniksa się zamienił by w górę serca unosić niepokorne
a Oni wkraczają teraz do nieba: dwaj Prezydenci generał
Błasik Anna Solidarność Janusz Kurtyka kapitan Protasiuk
admirał Karweta i pozostali zrównani w szarży bohaterstwem śmierci
wniebowzięci w blaski ideałów bo tylko wiara w nie czyni cuda
gotowi przyklęknąć i pochylić głowy przed potęgą ofiary najwyższej
odznaczonej dziurą w nagiej oblepionej katyńską ziemią czaszce
witają ich w milczeniu odziały powstańców
podchorążowie Wysockiego zwycięska kawaleria
polegli w potyczkach i dobici bagnetami
kto służył ojczyźnie odnajdzie ją w niebie
nie widzą już smoleńskiej mgły
ani plugawego spektaklu umywania rąk
odznaczania zdrajców i stawiania pomników najeźdźcom
uginania karków i powszechnej hańby milczenia
wkraczają teraz do nieba i śpiewają im aniołowie
tak piękni i młodzi jak stewardesy które
wytrwały przy nich do końca
wkraczają do nieba
i wita ich Chrystus
przejmuje stery i
ofiarowuje im
Polskę
pierwodruk: "Arcana" 2011 nr 1
recytacja 1 / recytacja 2
Ciało Polski
pamięci Przemysława Gosiewskiego
ciało Polski leży na moskiewskim stole prosektoryjnym
pochylają się nad nią siwe głowy patomorfologów
smoleński las i połacie syberyjskiej tundry
szklanki wódki lśnią jak gwiazdy
obok skrwawione skalpele
insygnia upadku w mgłę
sekcja nie trwa długo
ciało prawie martwe
i nawet nie wierzga
mężczyźni ścierają pot
suchym śmiechem śmierci
i pospiesznie zaszywają zwłoki
wrzucając do środka gumowe rękawice
kawałki kory drzew i zlodowaciałe płuca zesłania
niedziela, 30 stycznia 2011
JACEK TRZNADEL
(ur. 1930) - krytyk literacki, historyk literatury, poeta, prozaik, eseista, edytor dzieł Bolesława Leśmiana. Wydał m.in. "Róże trzecie. Szkice o poezji współczesnej" (1966), "Czytanie Norwida. Próby" (1978), "Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami" (1986),"Polski Hamlet. Kłopoty z działaniem" (1988), "Powrót rozstrzelanej armii" (1994), "Z popiołu czy wstaniesz?" (1995), "Spojrzeć na Eurydykę. Szkice literackie" (2003), "Utajone w oddechu. Wiersze wybrane" (2003). Jest jednym z inicjatorów założenia Polskiej Fundacji Katyńskiej i Niezależnego Komitetu Badania Zbrodni Katyńskiej. Od 2002 członek jury Nagrody im. Józefa Mackiewicza. Po katastrofie smoleńskiej w liście otwartym zwrócił się do premiera Donalda Tuska o "powołanie niezależnej Międzynarodowej Komisji Technicznej dla zbadania przyczyn katastrofy". Stały współpracownik dwumiesięcznika "Arcana". Mieszka w Warszawie.
Stratosferyczni
oni wracają choć bardzo zmienieni
bez rąk i nóg i bez twarzy
na okrutnej smoleńskiej ziemi
leżą strąceni Ikarzy
stratosferyczni po niebieskiej toni
do ojców lecieli Ikarzy
spaleni śmiertelną bronią
już nic złego im się nie zdarzy
ze swych ciał potrzaskanych wysiadają
kto ma rękę lub nogę szczęśliwy
jak to trupy pożegnalnie nas witają
i próbują mówić jak to żywi
rozerwani jeszcze o coś proszą
machają odrąbanymi rękami
choć jak bagaż wstydliwy się noszą
idąc z oderwanymi głowami
po kolei znakiem tajemnym
ręką przyłożoną do serca
przenikają w nas wiedzą podziemną
znają twarz strasznego mordercy
choć na baczność leżą na trawie
jeszcze ustami ruszają choć niemi
wierni aż do końca sprawie
nie zginęła tylko my giniemy
spojrzyj w górę rozpatrz się po niebie
płyną we krwi uprane obłoki
stratosferyczne wszystkie obok siebie
wiecznie żywe w korabiu wysokim
pierwodruk: jacektrznadel.pl
Stratosferyczni
oni wracają choć bardzo zmienieni
bez rąk i nóg i bez twarzy
na okrutnej smoleńskiej ziemi
leżą strąceni Ikarzy
stratosferyczni po niebieskiej toni
do ojców lecieli Ikarzy
spaleni śmiertelną bronią
już nic złego im się nie zdarzy
ze swych ciał potrzaskanych wysiadają
kto ma rękę lub nogę szczęśliwy
jak to trupy pożegnalnie nas witają
i próbują mówić jak to żywi
rozerwani jeszcze o coś proszą
machają odrąbanymi rękami
choć jak bagaż wstydliwy się noszą
idąc z oderwanymi głowami
po kolei znakiem tajemnym
ręką przyłożoną do serca
przenikają w nas wiedzą podziemną
znają twarz strasznego mordercy
choć na baczność leżą na trawie
jeszcze ustami ruszają choć niemi
wierni aż do końca sprawie
nie zginęła tylko my giniemy
spojrzyj w górę rozpatrz się po niebie
płyną we krwi uprane obłoki
stratosferyczne wszystkie obok siebie
wiecznie żywe w korabiu wysokim
pierwodruk: jacektrznadel.pl
sobota, 29 stycznia 2011
LESZEK ELEKTOROWICZ
(ur. 1924) - poeta, prozaik, eseista, tłumacz. Urodził się we Lwowie, był żołnierzem Armii Krajowej. Ostatnio opublikował tom wierszy "Z(a)myślenia" (2006) i zbiór prozy "Mieć szczęście" (2009). Stały współpracowanik dwumiesięcznika "Arcana". Mieszka w Krakowie.
Smoleńskie pole
szczątki ciał w błocie
ludzkie szczątki tam leżą
czyje są - nie dociec
zostawili je, gorsi od zwierząt.
Gdyby to pole przemówić umiało -
lecz słowo płatkiem ciała się stało
te strzępki nieme
swym widokiem krzyczą
ich dusze nad ziemią
żegnane żałobną goryczą
ach, żeby przemówiły
poprzez mgłę wskazały
miejsca knowań zawiłe
wiarołomne zamiary
i w końcu - postać
z której oderwanym
i nie pogrzebanym
dano im tu zostać.
Cień Krzyża odległy
dobre dusze go strzegły
w ojczystej przestrzeni
Zdany na wygnanie
czy w smoleńskiej ziemi
z ciał martwych wstanie?
pierwodruk: "Arcana" 2010 nr 6
Smoleńskie pole
szczątki ciał w błocie
ludzkie szczątki tam leżą
czyje są - nie dociec
zostawili je, gorsi od zwierząt.
Gdyby to pole przemówić umiało -
lecz słowo płatkiem ciała się stało
te strzępki nieme
swym widokiem krzyczą
ich dusze nad ziemią
żegnane żałobną goryczą
ach, żeby przemówiły
poprzez mgłę wskazały
miejsca knowań zawiłe
wiarołomne zamiary
i w końcu - postać
z której oderwanym
i nie pogrzebanym
dano im tu zostać.
Cień Krzyża odległy
dobre dusze go strzegły
w ojczystej przestrzeni
Zdany na wygnanie
czy w smoleńskiej ziemi
z ciał martwych wstanie?
pierwodruk: "Arcana" 2010 nr 6
piątek, 19 listopada 2010
LESZEK DŁUGOSZ
(ur. 1941) - poeta, pieśniarz, kompozytor, aktor, felietonista, autor słuchowisk radiowych i telewizyjnych. W latach 1965-1978 związany z Piwnicą pod Baranami. Wydał kilkanaście książek poetyckich, m.in. "Lekcje rytmiki" (1973), "Lekkie popołudnie" (1989), "Gościnne pokoje Muzyki" (1992), "Z tego co jest" (1996), a także kilka autorskich płyt. Mieszka w Krakowie.
Modlitwa za Nich
Boże daj siłę, pozwól wierzyć
Że ćwierć sekundy, i mniej jeszcze
Wcześniej choć i najmniejsze mgnienie
Zdążył tam Anioł miłosierny
Twój posłaniec
Osłonił Ich swym skrzydłem, wyrwał
Uniósł i przygarnął
Zanim runęli
Bo nie umiera tu na Ziemi
Duch sprawiedliwy, Wola prawa
Miłość czysta
Dla takiej wiary daj moc Panie
Że tam upadła w lesie katyńskim
Materia roztrzaskana tylko
A byli wzięci
Do Arki Twego Miłosierdzia
- Są ocaleni
Istoto licha
Lepianko człowiecza marna ...wierzysz tak?
- Wierzę Panie
kwiecień 2010
pierwodruk: leszekdlugosz.pl
Modlitwa za Nich
Boże daj siłę, pozwól wierzyć
Że ćwierć sekundy, i mniej jeszcze
Wcześniej choć i najmniejsze mgnienie
Zdążył tam Anioł miłosierny
Twój posłaniec
Osłonił Ich swym skrzydłem, wyrwał
Uniósł i przygarnął
Zanim runęli
Bo nie umiera tu na Ziemi
Duch sprawiedliwy, Wola prawa
Miłość czysta
Dla takiej wiary daj moc Panie
Że tam upadła w lesie katyńskim
Materia roztrzaskana tylko
A byli wzięci
Do Arki Twego Miłosierdzia
- Są ocaleni
Istoto licha
Lepianko człowiecza marna ...wierzysz tak?
- Wierzę Panie
kwiecień 2010
pierwodruk: leszekdlugosz.pl
wtorek, 16 listopada 2010
WOJCIECH BANACH
(ur. 1953) - poeta. Wydał książki poetyckie: "Chwilowy obraz świata", "Pole rażenia" (1978), "Slalom" (1980), "Symultana" (1981), "Czarna skrzynka" (1991), "Było nas kilku" (1997), "Skrzyżowanie" (1998), "Punkty wspólne" (2000), "Wybór wierszy" (2004), "Odgrodzony przez przypadki" (2008), "Nie tylko aniołowie" (2009), "Mężczyzna z sąsiedniej klatki" (2010). Mieszka w Bydgoszczy.
Aneks
Trudno
zamknąć tę listę
i wyjść z lasu
za ołtarzem
tysiące krzyży
przed ołtarzem
96 pustych krzeseł
znowu mgła
i znów trzeba powiedzieć
prawdę
pierwodruk: Wojciech Banach, "Mężczyzna z sąsiedniej klatki", Bydgoszcz 2010
Aneks
Trudno
zamknąć tę listę
i wyjść z lasu
za ołtarzem
tysiące krzyży
przed ołtarzem
96 pustych krzeseł
znowu mgła
i znów trzeba powiedzieć
prawdę
pierwodruk: Wojciech Banach, "Mężczyzna z sąsiedniej klatki", Bydgoszcz 2010
piątek, 12 listopada 2010
ROMAN MISIEWICZ
(ur. 1964) - poeta, redaktor „Nowej Okolicy Poetów”. Wydał tomy wierszy: "//pukt/ów/za/cze.pien.ia//" (2003), "Wieprzowe języki" (2005), "Cam_era obscura" (2009). Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny przyznawanej za najlepszy książkowy debiut roku. Publikuje na portalu "Polis. Miasto Pana Cogito".
katyń II
dedykowany Janowi Pospieszalskiemu
litery wykute z kamienia
wygładzone
miękką powieką deszczu
piją wodę
od ust
odrywa się ostatni strzęp powietrza
krzyk
i cisza
dalekie strzały
dochodzące
jak spod tafli jeziora
obce słowa
unoszące się wolno
w gęstniejącym powietrzu
przed nimi wysoka ściana deszczu
ściana płaczu
kiedy dosięgną ich pojedyncze krople
słyszą jak ze zgrzytem otwiera się
stalowy tunel
oko ucieka w głąb
czaszki
w poszukiwaniu światła
gałęzie falujące pod wodą
falujące lasy
czy jest gdzieś taka
szczelina którą można wyjść
na ścieżki porażone korzeniem sosny
pnie chropawe
nietknięte pazurem
coś czai się jak salamandra
krzyczącymi plamami na darni
tylko echo odpowiada
na pytania
oni nie są już
z tego czasu
nad nimi biała ważka rozpięła
gilotynę skrzydeł
litery zamieniają się w piasek
łkają w klepsydrach
z pnia brzozy
ze zwęglonej kości
wyłania się
powoli
niezmącony
sens
21.04.2010
kiedy opadła groza pogasły reflektory
pozostało
leśne wysypisko
ludzie utrwaleni
w bardzo dziwnych pozach
rozbite fotele
zmordowane ciała
pod biało-czerwoną szachownicą
grają w kości
o strzępy czerwonego sukna
powiewającego gdzieniegdzie
na gałęziach
z blaszanego kubka
wypadają zęby
kawałki blachy
poszarpane taśmy
chowają je do łopoczących
rękawów moskiewscy archiwiści
sprzątają
selekcjonują dowody
przekonują nas
tak nada była sdiełat'
wszyscy spokojnie czekamy
na przybycie
buldożerów
28.07.2010
panorama
przekrzywiony krzyż
w omszałym lesie
cicho dymi ziemia
złamane skrzydła drzew
płonący krzew
bezlistna ściana
oszalały las
otrząsający się z błota
stalowy krzyż
oszroniony popiołem
statecznik samolotu
wbity
w ziemię
10.08.2010
nad mymi stopami
nad mymi stopami
skrzypi więźba nieba
uwięziony w
stalowym kokonie
przez szczeliny
patrzę na odwrócony krajobraz
przed oczami
trzepocze się gałązka sosny
za nią miga
zwęglony las
z którego sterczą
czarne żebra
mgła
spływa jak całun
10.04.2010
fragment zapisu
otrzyj swe oczy / jerozolimo / bo zarosną ci bielmem / czy nie widzisz że / rozbite leżą twe wojska / a nieprzyjaciel nie jest już poza twymi murami / ale w środku miasta / czy nie zauważasz jego zwycięskich totemów / nie słyszysz śmiechu łupiących cię żołdaków / niszczących to / czego / zrabować się nie da / czy nie widzisz że twoje córki są powolnymi niewolnicami / radośnie kręcącymi jedwabne powrozy na własne swe szyje / ocknij się jerozolimo / zadmij w trąby / bo nie zostatnie z ciebie / nawet kamień / na kamieniu / a twoi synowie orać będą obcą ziemię / stwardniałymi od bólu palcami / 03.10.2010
każdy z nas się kiedyś sprzedał / mówi call-girl / ekskluzywna prostytutka / http://www.tvp.info/magazyn/po-godzinach/kazdy-z-nas-sie-kiedys-sprzedal/2595748 / albo się sprzeda dodaje / wolontariuszka / z fundacji la strada / mówi to z ogromnym przekonaniem / ten biznes wciąga / dlatego powinno się postawić mu pewną granicę / pewną granicę / powtarzam za nią / pewną / 05.09.2010
nie ufam temu co widzę / fałszywa perspektywa / zdjęcia kręcone / z ruchomej platformy / punkty widzenia zmontowane / obraz / nałożony na obraz / od dawna nie wierzę w to co słyszę / przyglądam się dobrze każdemu słowu / pod światło / owoce drzewa wiadomości / są zatrute / źródła skażone / 01.09.2010
это была простая ошибка / самолёт с польским президентом / приземлился около аэродрома / смоленьск-северный /десятого апреля /два тысяча десятого / года утром в десять часов /пятьдесят шесть минут / ошибка / в десять часов тридцать восемь минут утра / перед неудачной посадкой сделал четыре пробы приземленя / ошибка / приземлялся только один раз / никто из пилотов не знал русского языка / ошибка / они хорошо говорили по-русски / во время приземленя / три человека ранены / их перевoзится в больницу / ошибка / весь экипаж cpaзу yбит / это была простая ошибка / 05.08.2010
w ciężkiej mgle / wśród skrzypienia kości / zapach białego mułu / złuszczony naskórek powietrza / z bełkotu / gęstego jak ćma / z wody śmierci / o połysku metalicznej sierści / wyłaniają się zmasakrowane skórzane worki / w dobrze skrojonych garniturach / na ostrzu języka / jedno tylko / słowo / krótkie jak charkot / ciała z przestrzeloną głową / 23.07.2010
kto
kto ślad zaciera myli tropy
niszczy dowody wersje mnoży
łże podle patrząc prosto w oczy
raz się nabija raz nas trwoży
kto preparuje taśmy prawdy
kto w tym paluchy macza brudne
kto do fałszerstwa wciąga gwiazdy
estrady media instytucje
któż nas fałszywie naprowadza
eter wypełnia to znów czyści
pogruchotana leży naga
prawda ubita z nienawiści
kto knebel gorzki nam zakłada
by krzyk sprzeciwu sprawnie stłumić
kto w dzień i w nocy nas napada
krępując wolę zmysły umysł
kto w nas rozpala gniew piekielny
czy towarzyszem jest czy wrogiem
ten kto rozszczepia wspólny język
szczując wzajemnie przeciw sobie
06.08.2010
pierwodruki wszystkich wierszy: Polis. Miasto Pana Cogito oraz dobre-nowiny.pl
czytaj cały tom o Smoleńsku na blogu autora
katyń II
dedykowany Janowi Pospieszalskiemu
litery wykute z kamienia
wygładzone
miękką powieką deszczu
piją wodę
od ust
odrywa się ostatni strzęp powietrza
krzyk
i cisza
dalekie strzały
dochodzące
jak spod tafli jeziora
obce słowa
unoszące się wolno
w gęstniejącym powietrzu
przed nimi wysoka ściana deszczu
ściana płaczu
kiedy dosięgną ich pojedyncze krople
słyszą jak ze zgrzytem otwiera się
stalowy tunel
oko ucieka w głąb
czaszki
w poszukiwaniu światła
gałęzie falujące pod wodą
falujące lasy
czy jest gdzieś taka
szczelina którą można wyjść
na ścieżki porażone korzeniem sosny
pnie chropawe
nietknięte pazurem
coś czai się jak salamandra
krzyczącymi plamami na darni
tylko echo odpowiada
na pytania
oni nie są już
z tego czasu
nad nimi biała ważka rozpięła
gilotynę skrzydeł
litery zamieniają się w piasek
łkają w klepsydrach
z pnia brzozy
ze zwęglonej kości
wyłania się
powoli
niezmącony
sens
21.04.2010
kiedy opadła groza pogasły reflektory
pozostało
leśne wysypisko
ludzie utrwaleni
w bardzo dziwnych pozach
rozbite fotele
zmordowane ciała
pod biało-czerwoną szachownicą
grają w kości
o strzępy czerwonego sukna
powiewającego gdzieniegdzie
na gałęziach
z blaszanego kubka
wypadają zęby
kawałki blachy
poszarpane taśmy
chowają je do łopoczących
rękawów moskiewscy archiwiści
sprzątają
selekcjonują dowody
przekonują nas
tak nada była sdiełat'
wszyscy spokojnie czekamy
na przybycie
buldożerów
28.07.2010
panorama
przekrzywiony krzyż
w omszałym lesie
cicho dymi ziemia
złamane skrzydła drzew
płonący krzew
bezlistna ściana
oszalały las
otrząsający się z błota
stalowy krzyż
oszroniony popiołem
statecznik samolotu
wbity
w ziemię
10.08.2010
nad mymi stopami
nad mymi stopami
skrzypi więźba nieba
uwięziony w
stalowym kokonie
przez szczeliny
patrzę na odwrócony krajobraz
przed oczami
trzepocze się gałązka sosny
za nią miga
zwęglony las
z którego sterczą
czarne żebra
mgła
spływa jak całun
10.04.2010
fragment zapisu
otrzyj swe oczy / jerozolimo / bo zarosną ci bielmem / czy nie widzisz że / rozbite leżą twe wojska / a nieprzyjaciel nie jest już poza twymi murami / ale w środku miasta / czy nie zauważasz jego zwycięskich totemów / nie słyszysz śmiechu łupiących cię żołdaków / niszczących to / czego / zrabować się nie da / czy nie widzisz że twoje córki są powolnymi niewolnicami / radośnie kręcącymi jedwabne powrozy na własne swe szyje / ocknij się jerozolimo / zadmij w trąby / bo nie zostatnie z ciebie / nawet kamień / na kamieniu / a twoi synowie orać będą obcą ziemię / stwardniałymi od bólu palcami / 03.10.2010
każdy z nas się kiedyś sprzedał / mówi call-girl / ekskluzywna prostytutka / http://www.tvp.info/magazyn/po-godzinach/kazdy-z-nas-sie-kiedys-sprzedal/2595748 / albo się sprzeda dodaje / wolontariuszka / z fundacji la strada / mówi to z ogromnym przekonaniem / ten biznes wciąga / dlatego powinno się postawić mu pewną granicę / pewną granicę / powtarzam za nią / pewną / 05.09.2010
nie ufam temu co widzę / fałszywa perspektywa / zdjęcia kręcone / z ruchomej platformy / punkty widzenia zmontowane / obraz / nałożony na obraz / od dawna nie wierzę w to co słyszę / przyglądam się dobrze każdemu słowu / pod światło / owoce drzewa wiadomości / są zatrute / źródła skażone / 01.09.2010
это была простая ошибка / самолёт с польским президентом / приземлился около аэродрома / смоленьск-северный /десятого апреля /два тысяча десятого / года утром в десять часов /пятьдесят шесть минут / ошибка / в десять часов тридцать восемь минут утра / перед неудачной посадкой сделал четыре пробы приземленя / ошибка / приземлялся только один раз / никто из пилотов не знал русского языка / ошибка / они хорошо говорили по-русски / во время приземленя / три человека ранены / их перевoзится в больницу / ошибка / весь экипаж cpaзу yбит / это была простая ошибка / 05.08.2010
w ciężkiej mgle / wśród skrzypienia kości / zapach białego mułu / złuszczony naskórek powietrza / z bełkotu / gęstego jak ćma / z wody śmierci / o połysku metalicznej sierści / wyłaniają się zmasakrowane skórzane worki / w dobrze skrojonych garniturach / na ostrzu języka / jedno tylko / słowo / krótkie jak charkot / ciała z przestrzeloną głową / 23.07.2010
kto
kto ślad zaciera myli tropy
niszczy dowody wersje mnoży
łże podle patrząc prosto w oczy
raz się nabija raz nas trwoży
kto preparuje taśmy prawdy
kto w tym paluchy macza brudne
kto do fałszerstwa wciąga gwiazdy
estrady media instytucje
któż nas fałszywie naprowadza
eter wypełnia to znów czyści
pogruchotana leży naga
prawda ubita z nienawiści
kto knebel gorzki nam zakłada
by krzyk sprzeciwu sprawnie stłumić
kto w dzień i w nocy nas napada
krępując wolę zmysły umysł
kto w nas rozpala gniew piekielny
czy towarzyszem jest czy wrogiem
ten kto rozszczepia wspólny język
szczując wzajemnie przeciw sobie
06.08.2010
pierwodruki wszystkich wierszy: Polis. Miasto Pana Cogito oraz dobre-nowiny.pl
czytaj cały tom o Smoleńsku na blogu autora
czwartek, 11 listopada 2010
MATEUSZ STACHOWSKI
(ur. 1974) - franciszkanin, poeta, wokalista i gitarzysta grupy Taukers. Laureat konkursu literackiego Fundacji Elbląg. W roku 2010 ukaże się debiutancki tom jego wierszy "Bezsenność". Pełni posługę duszpasterską w Gdyni.
Pamięci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wszystkich tragicznie zmarłych w katastrofie samolotu w lasach smoleńskich
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
Zbigniew Herbert, Guziki
Po czym Ty ich poznasz, dobry Panie Boże,
Kiedy czas już nadejdzie stawić się przed Tobą?
Płomienie dokładnie zlizały ich twarze,
Nową lasy smoleńskie nękając żałobą.
Znów będą świadczyć guziki miedziane,
Że dla Ojczyzny oddali swe tchnienie
I w proch się obrócili, jak zapowiedziane
Każdemu z żyjących, nim przyjdzie zbawienie.
Jak więc ich rozpoznasz, dobry Ojcze w niebie,
Kiedy w dół runęli na skrzydłach Ikara,
Zostawiając pustkę, w której widzieć Ciebie,
To ufność prawdziwa i prawdziwa wiara?
Poznasz ich po odwadze, poznasz po nadziei,
Które jaśniały w ich duszach jak pochodnia,
A teraz w nieodgadnionej losu kolei
Wiodą nas jak na pustyni wiódł ongiś słup ognia.
Rozpoznasz ich po sercu, które nie umarło,
Bo w piersiach Ojczyzny nieprzerwanie bije.
Chociaż nas samych i czasy nasze czarną
Zasłoną smutek śmiertelny spowije.
Poznasz ich, Panie, choć płomień starł twarze,
A śmierć ich zatrzymała, niwecząc czas przyszły.
I my zapamiętamy w cierpienia pożarze;
Zachowa ich Historia i język ojczysty.
10 kwietnia 2010 r. po 15.oo Gniezno
pierwodruk: franciszkanie.gdansk.pl
Pamięci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wszystkich tragicznie zmarłych w katastrofie samolotu w lasach smoleńskich
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
Zbigniew Herbert, Guziki
Po czym Ty ich poznasz, dobry Panie Boże,
Kiedy czas już nadejdzie stawić się przed Tobą?
Płomienie dokładnie zlizały ich twarze,
Nową lasy smoleńskie nękając żałobą.
Znów będą świadczyć guziki miedziane,
Że dla Ojczyzny oddali swe tchnienie
I w proch się obrócili, jak zapowiedziane
Każdemu z żyjących, nim przyjdzie zbawienie.
Jak więc ich rozpoznasz, dobry Ojcze w niebie,
Kiedy w dół runęli na skrzydłach Ikara,
Zostawiając pustkę, w której widzieć Ciebie,
To ufność prawdziwa i prawdziwa wiara?
Poznasz ich po odwadze, poznasz po nadziei,
Które jaśniały w ich duszach jak pochodnia,
A teraz w nieodgadnionej losu kolei
Wiodą nas jak na pustyni wiódł ongiś słup ognia.
Rozpoznasz ich po sercu, które nie umarło,
Bo w piersiach Ojczyzny nieprzerwanie bije.
Chociaż nas samych i czasy nasze czarną
Zasłoną smutek śmiertelny spowije.
Poznasz ich, Panie, choć płomień starł twarze,
A śmierć ich zatrzymała, niwecząc czas przyszły.
I my zapamiętamy w cierpienia pożarze;
Zachowa ich Historia i język ojczysty.
10 kwietnia 2010 r. po 15.oo Gniezno
pierwodruk: franciszkanie.gdansk.pl
MIROSŁAW WOŹNIAK
(ur. 1957) - poeta. Wydał tomy wierszy: "Kość i jabłko" (1998), "Zjazd" (1999), "Budowanie domu" (2002). Publikuje we "Frondzie" i "Arcanach".
Tryptyk katyński
1. Czuwanie
Jeśli ktoś czuwał, to diabeł,
jeśli ktoś czuwa, to Bóg.
Odżywa krew, która dawno
wsiąkła w katyński dół.
Wzbiera, ku górze idzie,
ziemia w jar się rozpęka,
by przyjąć gości z zachodu,
przywitać ich w Smoleńsku.
Za nimi kraj mały został,
z dawnej wielkości odarty.
Nie wiem, kto gra na górze
z nami w znaczone karty.
Samolot kreśli kręgi,
a wokół mleczna mgła.
Wielkie się siły zwarły.
Idzie smoleński las.
II. Coś
coś się wydarzyło kiedyś
między Gibraltarem a Katyniem
coś się stało teraz
pod Smoleńskiem
dokonało się
dopełniło
domknięty został krąg
coś niby wiem rozumiem
nie rozumiem ni w ząb
III. Las
przyszedł do mnie dziś w nocy
smoleński las
w milczeniu sosny i brzozy
i tamten czas
w krąg czaszki przestrzelone
- czegóż chcesz od nas Panie?
odmówiłyśmy zdrady
żeby odmówić różaniec
chciałem wyrwać się uciec
lecz nie będę miał siły
zbyt hojne są Twe dary
z narodowej mogiły
Pułapka
To takie miejsce na ziemi
między kimś a kimś,
takie sobie przechodnie,
to samolot, który leci w zbożnych, a jakże, intencjach,
opór stawiany najeźdźcy,
a także umiłowanie świętego spokoju,
który nie zna ceny,
to akcja "Burza" albo akcja "Picasso", czyli
pokój z gołąbkiem w dziobie,
tak czy inaczej pułapka,
która się zatrzaśnie,
kot się nasyci zdobyczą,
ten kot albo tamten,
pewnie oba nasycą się z czasem.
Sam Pan Bóg przecież zastawił pułapkę,
żeby nas wybronić
przed nami samymi.
Lotnisko
To jest rosyjska ziemia, to nasze lotnisko,
wasz samolot niech raczej nie podchodzi blisko,
nikt tu was nie zapraszał, nikt na was nie czeka,
białopolak niech Smoleńsk omija z daleka.
Tak trudno wam zrozumieć rzeczy dla nas proste?
Znów będą cichły ptaki tuż za progiem wiosny
i pójdzie w świat przestroga od słowiańskich braci:
chcieliście do Katynia? No to macie Katyń.
Testament
zginąłem tak, jak żyłem,
w drodze do Katynia,
nie chciałem umierać,
chciałem tylko,
żeby inni wiedzieli,
skąd przychodzą
i dokąd zmierzają
ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że umarłem dla legendy,
bez której naród
jest jak wędrowiec zbłąkany we mgle
nie wiem,
wiem, że mgła jest bezkształtna jak las,
kiedy się budzi do życia o świcie,
także nad grobami
teraz znów jestem w drodze,
po ludzku biorąc, ostatniej,
ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że ta droga prowadzi na Wawel,
tam bije serce legendy,
chwałę umarłych głosi,
żywych do siebie woła
Pieśń dziadowska o tragedii
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
chwiały się, kołysały
drzewa,
ułożyły się w kołyskę
drzewa w lesie katyńskim
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
serce drżało, a potem
przed siebie biegło szalone
jak płomień, zanim zgaśnie.
Jak płomień,
jak oderwane
skrzydło samolotu
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
Pan Bóg patrzył, a diabeł się cieszył.
Myśli biegły przed siebie szalone
i ginęły
w ciemnym jak grób lesie
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
drżała ziemia przez chwilę, a potem
wokół cisza jak noc zapadła.
Drzewa w Rosji są jak kołyska
z mgły utkana
rękami diabła
Aż
aż do kolumny Zygmunta
kapryśny wąż
pozakręcany
nie wiem gdzie stanąć
czy będę trwał.
A oni stoją
do jutra będą stać
trwają
chcą trwać.
Znicze morze światełek
kwiaty ogród kolorów
płacz suchymi oczami
jak zawsze - w porę nie w porę.
Wkrótce śpiewy majowe
a potem Zielone Świątki.
Wieczne odpoczywanie.
Codzienne nieporządki.
10.04.2010 r.
nie zamknęli lotniska
nie zamykają gęby
rosną na polskiej ziemi
nowe katyńskie dęby
nieśmy kwiaty Słowianie
jak z kropli krwi różaniec
pierwodruk wszystkich wierszy: "Arcana" 2010 nr 4
Tryptyk katyński
1. Czuwanie
Jeśli ktoś czuwał, to diabeł,
jeśli ktoś czuwa, to Bóg.
Odżywa krew, która dawno
wsiąkła w katyński dół.
Wzbiera, ku górze idzie,
ziemia w jar się rozpęka,
by przyjąć gości z zachodu,
przywitać ich w Smoleńsku.
Za nimi kraj mały został,
z dawnej wielkości odarty.
Nie wiem, kto gra na górze
z nami w znaczone karty.
Samolot kreśli kręgi,
a wokół mleczna mgła.
Wielkie się siły zwarły.
Idzie smoleński las.
II. Coś
coś się wydarzyło kiedyś
między Gibraltarem a Katyniem
coś się stało teraz
pod Smoleńskiem
dokonało się
dopełniło
domknięty został krąg
coś niby wiem rozumiem
nie rozumiem ni w ząb
III. Las
przyszedł do mnie dziś w nocy
smoleński las
w milczeniu sosny i brzozy
i tamten czas
w krąg czaszki przestrzelone
- czegóż chcesz od nas Panie?
odmówiłyśmy zdrady
żeby odmówić różaniec
chciałem wyrwać się uciec
lecz nie będę miał siły
zbyt hojne są Twe dary
z narodowej mogiły
Pułapka
To takie miejsce na ziemi
między kimś a kimś,
takie sobie przechodnie,
to samolot, który leci w zbożnych, a jakże, intencjach,
opór stawiany najeźdźcy,
a także umiłowanie świętego spokoju,
który nie zna ceny,
to akcja "Burza" albo akcja "Picasso", czyli
pokój z gołąbkiem w dziobie,
tak czy inaczej pułapka,
która się zatrzaśnie,
kot się nasyci zdobyczą,
ten kot albo tamten,
pewnie oba nasycą się z czasem.
Sam Pan Bóg przecież zastawił pułapkę,
żeby nas wybronić
przed nami samymi.
Lotnisko
To jest rosyjska ziemia, to nasze lotnisko,
wasz samolot niech raczej nie podchodzi blisko,
nikt tu was nie zapraszał, nikt na was nie czeka,
białopolak niech Smoleńsk omija z daleka.
Tak trudno wam zrozumieć rzeczy dla nas proste?
Znów będą cichły ptaki tuż za progiem wiosny
i pójdzie w świat przestroga od słowiańskich braci:
chcieliście do Katynia? No to macie Katyń.
Testament
zginąłem tak, jak żyłem,
w drodze do Katynia,
nie chciałem umierać,
chciałem tylko,
żeby inni wiedzieli,
skąd przychodzą
i dokąd zmierzają
ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że umarłem dla legendy,
bez której naród
jest jak wędrowiec zbłąkany we mgle
nie wiem,
wiem, że mgła jest bezkształtna jak las,
kiedy się budzi do życia o świcie,
także nad grobami
teraz znów jestem w drodze,
po ludzku biorąc, ostatniej,
ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że ta droga prowadzi na Wawel,
tam bije serce legendy,
chwałę umarłych głosi,
żywych do siebie woła
Pieśń dziadowska o tragedii
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
chwiały się, kołysały
drzewa,
ułożyły się w kołyskę
drzewa w lesie katyńskim
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
serce drżało, a potem
przed siebie biegło szalone
jak płomień, zanim zgaśnie.
Jak płomień,
jak oderwane
skrzydło samolotu
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
Pan Bóg patrzył, a diabeł się cieszył.
Myśli biegły przed siebie szalone
i ginęły
w ciemnym jak grób lesie
Kiedy ginął prezydent Kaczyński
drżała ziemia przez chwilę, a potem
wokół cisza jak noc zapadła.
Drzewa w Rosji są jak kołyska
z mgły utkana
rękami diabła
Aż
aż do kolumny Zygmunta
kapryśny wąż
pozakręcany
nie wiem gdzie stanąć
czy będę trwał.
A oni stoją
do jutra będą stać
trwają
chcą trwać.
Znicze morze światełek
kwiaty ogród kolorów
płacz suchymi oczami
jak zawsze - w porę nie w porę.
Wkrótce śpiewy majowe
a potem Zielone Świątki.
Wieczne odpoczywanie.
Codzienne nieporządki.
10.04.2010 r.
nie zamknęli lotniska
nie zamykają gęby
rosną na polskiej ziemi
nowe katyńskie dęby
nieśmy kwiaty Słowianie
jak z kropli krwi różaniec
pierwodruk wszystkich wierszy: "Arcana" 2010 nr 4
środa, 10 listopada 2010
HENRYK KRZYŻANOWSKI
- anglista, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor podręczników. Internowany w latach 1981-1982.
Prezydent idzie na Wawel
- smutna piosenka
Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę.
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent idzie na Wawel.
Kogo wiedzie w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem idą na Wawel.
Idą wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewa grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem ciągną na Wawel.
Gdy próg przejdą królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.
Ciiiiiicho! śpią… Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.
14 kwietnia 2010
pierwodruk: Blog Henryka Krzyżanowskiego na fronda.pl
Prezydent idzie na Wawel
- smutna piosenka
Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę.
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent idzie na Wawel.
Kogo wiedzie w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem idą na Wawel.
Idą wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewa grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem ciągną na Wawel.
Gdy próg przejdą królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.
Ciiiiiicho! śpią… Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.
14 kwietnia 2010
pierwodruk: Blog Henryka Krzyżanowskiego na fronda.pl
JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZ
(ur. 1935) - jeden z najwybitniejszych polskich poetów, eseista, dramaturg, tłumacz, historyk literatury. Profesor w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. Najsłynniejsze książki: "Czym jest klasycyzm" (1967), "Thema Regium" (1978), "Juliusz Słowacki pyta o godzinę" (1982), "Ulica Mandelsztama" (1983), "Rozmowy polskie latem 1983" (1984), "Żmut" (1987), "Umschlagplatz" (1988), "Baket" (1989), "Moje dzieło pośmiertne" (1993), "Leśmian. Encyklopedia" (2001), "Zachód słońca w Milanówku" (2002), "Słowacki. Encyklopedia" (2004), "Wieszanie" (2007), "Kinderszenen" (2008), "Samuel Zborowski" (2010). Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody im. Stanisława Vincenza, Nagrody Kulturalnej „Solidarności”, nagrody paryskiej "Kultury", Nagrody Fundacji Alfreda Jurzykowskiego, Nagrody Nike i Nagrody im. Józefa Mackiewicza. Mieszka w Milanówku.
Do Jarosława Kaczyńskiego
Ojczyzna jest w potrzebie – to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy
Polska – mówią – i owszem to nawet rzecz miła
Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła
Polska – mówią – wspaniale lecz trzeba po trochu
Ją ucywilizować – niech klęczy na grochu
Niech zmądrzeje niech zmieni swoje obyczaje
Bo z tymi moherami to się żyć nie daje
I znowu są dwie Polski – są jej dwa oblicza
Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza
Polska go nie pytała czy ma chęć umierać
A on wiedział – że tego nie wolno wybierać
Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy
I ta którą w objęcia bierze car północy
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta którą wiozą na lawecie
Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana
Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana
Powiedzą że to patos – tu trzeba patosu
Ja tu mówię o sprawie odwiecznego losu
Co zrobicie? – pytają nas teraz przodkowie
I nikt na to pytanie za nas nie odpowie
To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!
Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?
O to nas teraz pyta to spalone ciało
I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie
Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie
Milanówek, 19 kwietnia 2010 r.
pierwodruk: "Rzeczpospolita" 21 kwietnia 2010
Do Jarosława Kaczyńskiego
Ojczyzna jest w potrzebie – to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy
Polska – mówią – i owszem to nawet rzecz miła
Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła
Polska – mówią – wspaniale lecz trzeba po trochu
Ją ucywilizować – niech klęczy na grochu
Niech zmądrzeje niech zmieni swoje obyczaje
Bo z tymi moherami to się żyć nie daje
I znowu są dwie Polski – są jej dwa oblicza
Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza
Polska go nie pytała czy ma chęć umierać
A on wiedział – że tego nie wolno wybierać
Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy
I ta którą w objęcia bierze car północy
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta którą wiozą na lawecie
Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana
Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana
Powiedzą że to patos – tu trzeba patosu
Ja tu mówię o sprawie odwiecznego losu
Co zrobicie? – pytają nas teraz przodkowie
I nikt na to pytanie za nas nie odpowie
To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!
Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?
O to nas teraz pyta to spalone ciało
I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie
Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie
Milanówek, 19 kwietnia 2010 r.
pierwodruk: "Rzeczpospolita" 21 kwietnia 2010
KRZYSZTOF KOEHLER
(ur. 1963) - jeden z najważniejszych poetów pokolenia "brulionu", krytyk literacki, eseista, historyk literatury. Profesor i wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Wydał książki poetyckie: "Wiersze" (1990), "Nieudana pielgrzymka" (1993), "Partyzant prawdy" (1996), "Trzecia część" (2003), "Porwanie Europy" (2008). Autor scenariuszy do filmów dokumentalnych i widowisk telewizyjnych (m.in. "Sarmacja, czyli Polska", "Macie swojego poetę!", "Pieśni postu świętego z dawnych polskich poetów zebrane"). W latach 2006-2009 dyrektor TVP Kultura. Mieszka w Krakowie.
Odpowiedź
Buty, czerwone sznurowadła,
Rozczłapane adidasy z Carrefoura,
krok po kroku, tureckie dżinsy, pod pachą
zrolowane koce (bo koczowali w kolejce
w nocy) i reklamówki, spocone ciała,
a i mężczyzna z dzieckiem na ręku,
O kulach, jak starał się przyklęknąć,
a i sędziwy starzec, AK-owiec?
Widziałeś?
Widziałeś naród?
Widziałem, jak wznosi flagi
W łopocie na Rynku w Krakowie,
Jak intonuje pieśń, aż szyby drżą,
Jak szuka miejsca, by w przykucu
Najświętszy Sakrament, gdzieś
Na drugim końcu placu, we wnętrzu,
Wznoszony rękami kardynała,
Adorować.
Widziałem, widziałem, widziałem.
Zapalali znicze i całe wiązanki
Kwiatów podawali sobie z rąk do
Rąk, jak w amoku,
Ruchliwi, z miejsca w miejsce,
Z oka kamery podniebnej,
Jak mrówki jakieś ze wzrokiem
Utkwionym w ziemi.
Nie patrz w ziemię, w niebo podnieś
głowę!
Nie patrz w ziemię?
Jakże nie patrzyć
W ziemię, skoro ja z ziemi jestem?
Z tych wypoconych koców,
Tym utytłany staniem, okopcony
Knotkiem wątłym świecy,
Skoro rozpycham się w tłumie,
Mało widzę, bo wciąż zasłania,
Przeszkadza, na palce się wspinam,
Ale i telebimu nawet nie zobaczę.
Ani głów, ani ramion, ni pleców,
Oddycham, śpiewam, płaczę.
W niebo mam patrzyć?
I co zobaczę?
Owszem, w oknie głowę:
szklą się błyski w złoconej
oprawie: relacjonowanie
Zbiorowych uniesień i rachunek
Narodowego sumienia: to jest
Rachuba zranień i krzywd, estetyczny
Bezład i żałosny patos,
Zbiór wynaturzeń.
„Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup,
Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup
I truje, zatruwa, kazi,
Sączy, bredzi
Nacjonalnym slangiem lud.
Tfu!”
Niebo, a na nim białe chmury
i niewidzialna
Łapa pyłu, która tuli nas, przyciska,
Zamyka, zostawia na placu.
Samych.
Więc lepiej w ekran komputera, setki
razy
Ten sam film i wycie syreny
I strzały w mglistym lesie, aż po
Doczepione do nich rozwiązania,
Rozstrzygnięcia, domniemania,
„Nie rozumiesz czy nie chcesz,
Boisz się, zrozumieć?”
My, Panie, niepokorne Twoje dzieci
w tłumie.
Niewidzące, widziane
Przyciągane,
Stracone, odzyskane
Zbrukane, oczyszczane
Spalone, zmiażdżone,
Rozwalone, rozproszone
W pył, proch, w parę,
W chrzęst.
Plutony egzekucyjne
Kompanie honorowe
I salwy armatnie,
I przeraźliwy krzyk.
I mamrotanie przez
łzy: O nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie, pamiętaj o mnie,
Za nami się módl.
Jakże ja mam zapomnieć o tobie,
Jeśli zapomnę o was, czy zapomnę,
Nie zapomnę, jakże zapomnieć,
Pamiętam widzę słyszę jestem.
W samym sercu jestem.
Zamieszkałem już.
I nie otworzy się grób
Bo i nie zamknął się grób.
Otwarto najcięższe z wrót
Jesteśmy w Polsce już.
W Polsce jesteśmy znów.
10-22 kwietnia 2010
pierwodruk: "Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 30 kwietnia - 3 maja 2010
Odpowiedź
Buty, czerwone sznurowadła,
Rozczłapane adidasy z Carrefoura,
krok po kroku, tureckie dżinsy, pod pachą
zrolowane koce (bo koczowali w kolejce
w nocy) i reklamówki, spocone ciała,
a i mężczyzna z dzieckiem na ręku,
O kulach, jak starał się przyklęknąć,
a i sędziwy starzec, AK-owiec?
Widziałeś?
Widziałeś naród?
Widziałem, jak wznosi flagi
W łopocie na Rynku w Krakowie,
Jak intonuje pieśń, aż szyby drżą,
Jak szuka miejsca, by w przykucu
Najświętszy Sakrament, gdzieś
Na drugim końcu placu, we wnętrzu,
Wznoszony rękami kardynała,
Adorować.
Widziałem, widziałem, widziałem.
Zapalali znicze i całe wiązanki
Kwiatów podawali sobie z rąk do
Rąk, jak w amoku,
Ruchliwi, z miejsca w miejsce,
Z oka kamery podniebnej,
Jak mrówki jakieś ze wzrokiem
Utkwionym w ziemi.
Nie patrz w ziemię, w niebo podnieś
głowę!
Nie patrz w ziemię?
Jakże nie patrzyć
W ziemię, skoro ja z ziemi jestem?
Z tych wypoconych koców,
Tym utytłany staniem, okopcony
Knotkiem wątłym świecy,
Skoro rozpycham się w tłumie,
Mało widzę, bo wciąż zasłania,
Przeszkadza, na palce się wspinam,
Ale i telebimu nawet nie zobaczę.
Ani głów, ani ramion, ni pleców,
Oddycham, śpiewam, płaczę.
W niebo mam patrzyć?
I co zobaczę?
Owszem, w oknie głowę:
szklą się błyski w złoconej
oprawie: relacjonowanie
Zbiorowych uniesień i rachunek
Narodowego sumienia: to jest
Rachuba zranień i krzywd, estetyczny
Bezład i żałosny patos,
Zbiór wynaturzeń.
„Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup,
Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup
I truje, zatruwa, kazi,
Sączy, bredzi
Nacjonalnym slangiem lud.
Tfu!”
Niebo, a na nim białe chmury
i niewidzialna
Łapa pyłu, która tuli nas, przyciska,
Zamyka, zostawia na placu.
Samych.
Więc lepiej w ekran komputera, setki
razy
Ten sam film i wycie syreny
I strzały w mglistym lesie, aż po
Doczepione do nich rozwiązania,
Rozstrzygnięcia, domniemania,
„Nie rozumiesz czy nie chcesz,
Boisz się, zrozumieć?”
My, Panie, niepokorne Twoje dzieci
w tłumie.
Niewidzące, widziane
Przyciągane,
Stracone, odzyskane
Zbrukane, oczyszczane
Spalone, zmiażdżone,
Rozwalone, rozproszone
W pył, proch, w parę,
W chrzęst.
Plutony egzekucyjne
Kompanie honorowe
I salwy armatnie,
I przeraźliwy krzyk.
I mamrotanie przez
łzy: O nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie, pamiętaj o mnie,
Za nami się módl.
Jakże ja mam zapomnieć o tobie,
Jeśli zapomnę o was, czy zapomnę,
Nie zapomnę, jakże zapomnieć,
Pamiętam widzę słyszę jestem.
W samym sercu jestem.
Zamieszkałem już.
I nie otworzy się grób
Bo i nie zamknął się grób.
Otwarto najcięższe z wrót
Jesteśmy w Polsce już.
W Polsce jesteśmy znów.
10-22 kwietnia 2010
pierwodruk: "Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 30 kwietnia - 3 maja 2010
WOJCIECH WENCEL
(ur. 1972) – poeta, eseista, felietonista. Wydał książki poetyckie: "Wiersze" (1995), "Oda na dzień św. Cecylii" (1997), "Oda chorej duszy" (2000), "Ziemia Święta" (2002), "Wiersze zebrane" (2003), "Imago mundi. Poemat" (2005), "Podziemne motyle" (2010), "De profundis" (2010), zbiory szkiców "Zamieszkać w katedrze" (1999) i "Przepis na arcydzieło" (2003) oraz wybory felietonów "Niebo w gębie" (2010) i "Wencel gordyjski" (2011). Jest laureatem wielu nagród, m.in. im. Józefa Mackiewicza, Fundacji im. Kościelskich, im. Kazimiery Iłłakowiczówny, im. ks. Janusza St. Pasierba i im. Franciszka Karpińskiego. Publicysta tygodników "Gazeta Polska" i "Gość Niedzielny". Współpracuje z dwumiesięcznikiem "Arcana". Mieszka w gdańskiej Matarni.
In hora mortis
Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy
póki nasi starsi bracia wędrują do ziemi
tam tajemne biją źródła tryskają strumienie
tam śmierć pada na kolana przed wiecznym istnieniem
tam zabici w ciemnym lesie modlą się za nami
tam powstańcy do Śródziemia idą kanałami
ścieżka wiedzie przez grób Pański – nie ma innej drogi
trzeba się owinąć w całun biały i czerwony
gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem
mroźny wiatr ze wschodnich kresów wciąż nam wieje w plecy
gnie się trzcina nadłamana tli się płomyk świecy
a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje
tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem
naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem
który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę
10 kwietnia 2010
pierwodruk: "Gość Niedzielny" 2010 nr 15
Czterdzieści i cztery
O starym życiu nikt już nie pamięta
płoną świece przed pałacem prezydenta
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery.
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.
Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów
jesteś Jonaszem w brzuchu wielkiej ryby
pójdź ach pójdź do swojej Niniwy
13 kwietnia 2010
pierwodruk: "Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 24-25 kwietnia 2010
Pani Cogito
Pamięci Anny Walentynowicz,
poległej 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku
i pochowanej na gdańskim cmentarzu
przy ulicy Srebrniki
Pociemniało twoje miasto o północy
od nabrzeży po łagodne zbocza moren
w betonowych blokowiskach się położył
ulepiony z małych ludzi wielki golem
dawno ucichł wspólnotowy śpiew pod bramą
raz na zawsze skonfiskował czas ulotki
do galerii – tych handlowych – tłumy walą
ruski czołg jak stał tak stoi obok stoczni
może wcale cię nie było na tym świecie
może jesteś wymyślona przez Herberta
byłaś wierna zaręczona z ciemnym kresem
nie umiałaś po salonach się wałęsać
teraz śpisz ale pilnują cię Judasze
co w tej ziemi zakopali wór srebrników
na monecie księżycowej pełnym blaskiem
świeci twój ateński profil: sprawiedliwość
pierwodruk: wojciechwencel.blogspot.com
interpretacja Jana Pietrzaka (muz. Mariusz Dubrawski)
Ikar
Pieter Bruegel: Krajobraz z upadkiem Ikara
Jego mityczny upadek nie został zauważony
w mieście wciąż handlowano złotem i bawełną
pług brnął przez czarną ziemię okręty płynęły
a pasterz przeliczywszy setkę pańskich owiec
stał odwrócony do morza barczystymi plecami
i marzył o niebieskich migdałach
gdyby nie pióra na wodzie można by pomyśleć
że nic się tu nie stało (Codzienność zawsze zwycięża,
jest trwalsza od wielkich tragedii.)
lecz my czuliśmy grozę patrząc na ten pejzaż
bo się nie zabliźniła jeszcze rana świata
i powietrze drgało jak ciało skazańca
pytanie: szpony bestii czy sztylety słońca
w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia
bowiem ciemna istota jest zawsze ta sama
sprowadzić z wysokości i unurzać w błocie
spoza ram obrazu przyglądał się nam uważnie
sprawca: demon wschodu lub demon południa
10 kwietnia 2011
pierwodruk: teologiapolityczna.pl
In hora mortis
Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy
póki nasi starsi bracia wędrują do ziemi
tam tajemne biją źródła tryskają strumienie
tam śmierć pada na kolana przed wiecznym istnieniem
tam zabici w ciemnym lesie modlą się za nami
tam powstańcy do Śródziemia idą kanałami
ścieżka wiedzie przez grób Pański – nie ma innej drogi
trzeba się owinąć w całun biały i czerwony
gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem
mroźny wiatr ze wschodnich kresów wciąż nam wieje w plecy
gnie się trzcina nadłamana tli się płomyk świecy
a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje
tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem
naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem
który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę
10 kwietnia 2010
pierwodruk: "Gość Niedzielny" 2010 nr 15
Czterdzieści i cztery
O starym życiu nikt już nie pamięta
płoną świece przed pałacem prezydenta
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery.
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.
Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów
jesteś Jonaszem w brzuchu wielkiej ryby
pójdź ach pójdź do swojej Niniwy
13 kwietnia 2010
pierwodruk: "Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 24-25 kwietnia 2010
Pani Cogito
Pamięci Anny Walentynowicz,
poległej 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku
i pochowanej na gdańskim cmentarzu
przy ulicy Srebrniki
Pociemniało twoje miasto o północy
od nabrzeży po łagodne zbocza moren
w betonowych blokowiskach się położył
ulepiony z małych ludzi wielki golem
dawno ucichł wspólnotowy śpiew pod bramą
raz na zawsze skonfiskował czas ulotki
do galerii – tych handlowych – tłumy walą
ruski czołg jak stał tak stoi obok stoczni
może wcale cię nie było na tym świecie
może jesteś wymyślona przez Herberta
byłaś wierna zaręczona z ciemnym kresem
nie umiałaś po salonach się wałęsać
teraz śpisz ale pilnują cię Judasze
co w tej ziemi zakopali wór srebrników
na monecie księżycowej pełnym blaskiem
świeci twój ateński profil: sprawiedliwość
pierwodruk: wojciechwencel.blogspot.com
interpretacja Jana Pietrzaka (muz. Mariusz Dubrawski)
Ikar
Pieter Bruegel: Krajobraz z upadkiem Ikara
Jego mityczny upadek nie został zauważony
w mieście wciąż handlowano złotem i bawełną
pług brnął przez czarną ziemię okręty płynęły
a pasterz przeliczywszy setkę pańskich owiec
stał odwrócony do morza barczystymi plecami
i marzył o niebieskich migdałach
gdyby nie pióra na wodzie można by pomyśleć
że nic się tu nie stało (Codzienność zawsze zwycięża,
jest trwalsza od wielkich tragedii.)
lecz my czuliśmy grozę patrząc na ten pejzaż
bo się nie zabliźniła jeszcze rana świata
i powietrze drgało jak ciało skazańca
pytanie: szpony bestii czy sztylety słońca
w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia
bowiem ciemna istota jest zawsze ta sama
sprowadzić z wysokości i unurzać w błocie
spoza ram obrazu przyglądał się nam uważnie
sprawca: demon wschodu lub demon południa
10 kwietnia 2011
pierwodruk: teologiapolityczna.pl
wtorek, 9 listopada 2010
PRZEMYSŁAW DAKOWICZ
(ur. 1977) - poeta, krytyk literacki, historyk literatury, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Literatury i Tradycji Romantyzmu Uniwersytetu Łódzkiego. Stały współpracownik dwumiesięcznika "Topos" i kwartalnika "Pobocza". Wydał zbiory wierszy "Süßmayr, śmierć i miłość" (2002) i "Albo-Albo" (2006) oraz książkę krytycznoliteracką "Helikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej" (2008). Redaktor tomu zbiorowego "Moja Musierowicz. O twórczości autorki Jeżycjady" (2008). Mieszka w Łodzi.
Piosenka o guzikach
ach papierki po cukierkach ach torebki lakierki
w lepkim błocie dzwoniące porzucone komórki
ciche książki bez oczu i apaszki od szyi
oderwane podmuchem i od koszul guziki
moje białe guziczki ach guziki guziki
w ciemną ziemię schodzące kiedy milkną ich krzyki
pod całunem popiołu guzik gada z guzikiem
sokiem ziemi przeżarty mosiądz szepce z plastikiem
lecz co mówią nie słyszę miłość tak krzyczy durna
gdy o drzewa smoleńskie czarna tłucze się trumna
w trumnie ciało spalone twarz jak jabłko obita
i ta jedna na światło odemknięte powieka
czy na pewno to brat nasz ten sam co się po świecie
wczoraj z nami kołatał czy to on poznajecie
może matka to nasza choć jej rysy zmiażdżone
w kupę gnoju śmieciska i żelastwa rzucone
powiedz matko co robić kto ja jestem twarz czyja
patrzy z lustra i o jaką się prawdę dobija
szczątki twe tkwiące w błocie ciało poćwiartowane
członki precz odrzucone niechaj jątrzą tę ranę
ona czoło mi pali z tyłu czaszki uwiera
mgła nadciąga mrok spada śmiechu dół się otwiera
w który lecą papierki i guziki guziki
w ciemną ziemię schodzące kiedy milkną ich krzyki
pod całunem popiołu guzik gada z guzikiem
sokiem ziemi przeżarty mosiądz szepce z plastikiem
Subskrybuj:
Posty (Atom)