Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango

Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").

czwartek, 26 kwietnia 2012

ŁUKASZ MIGDAŁ

- czeladnik poezji. Miłośnik przeszłości, rzek, parków i gór. Wolny duch, wolny Polak. Mieszka w Tarnowskich Górach.

Pożegnanie

Przemysławowi Gosiewskiemu
i pozostałym Ofiarom Katastrofy Smoleńskiej 10.04.2010 r.
poświęcam

Miał Pan straszną śmierć, Panie Pośle,
ale z czym zostajemy my, żywi?
Doświadczeni, kolejny raz utwierdzeni
w grozie i cierpieniu. Życiu,
w które sami wczepiamy się do zatracenia,
które chcemy potem ostatecznie odrzucić,
kiedy po wstrząsach, krzyku, rwaniu włosów,
po ekstatycznych zrywach, trwaniu w martwej ciszy,
leżymy, oddychając ciężko, pogodzeni-niepogodzeni.

Pozostała nam bolesna pustka, ale nie na długo.
Życie nie znosi próżni, natarczywie powraca.
Kto chce pamiętać, kurczy się z niemocy i gniewu.

Maski pośmiertne, gesty, całun, wchodzą w ciało.
Jeszcze chwila – i powracamy do swoich zajęć.

Wszystko co mamy, małe jest: garstka wspomnień,
bryłka ziemi, słowo, śmiertelne, jak Wy, kruche.

Pamięć nikczemnie nietrwała, zakładnik klęski.
Pamięć mała jak nieprzyznanie się do klęski.

Ich lekkie cienie potrzebują czułości,  więcej
niż można zebrać w sercu jednego człowieka.

Więcej czułości niż poświęcaliśmy sobie,
wiary większej nad całe nasze zwątpienie,
nad obojętność, całe dotychczasowe życie.

Są bez głosu, jak fale biją w głuchy horyzont
sumień, słabiej i słabiej, kołyszą nas, do snu.

Pozostają twarze – pytanie na usta wszystkich
odważnych wystarczająco żeby słyszeć
odważnych wystarczająco żeby pytać pytać
i odpowiadać i dać odpowiedź

Tą śmiercią zadano nam po raz drugi to samo
życie, podwojone o ciężar Tamtych imion.

To będzie prośba o ponowne narodziny,
trudniejsze zwycięstwo,
niedojrzałość nie do usprawiedliwienia,

maturalny egzamin z człowieka,
długa droga do Damaszku przez pustynię,
dobrowolne kluczenie, ociemnienie, post,

pielgrzymowanie pozornie bez celu,
uwiąd pragnień i samotność, czczość,
nowe powołanie do arcydzieła,

radość odnalezienia, uspokojenie,
i szaleństwo, zaparcie się milczenia.

Pomiędzy katedrą z ciała, kości i krwi
a zwykłym błotem,
krąży znikliwa iskra zwana duszą
– nie dajmy jej zniknąć.

Z serca, pamięci, wyobraźni –
ile Nas w Was?,
niepewny apel poległych
do Nas

kwiecień 2010 / kwiecień 2012