Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango

Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").

wtorek, 26 kwietnia 2011

RÓŻNI AUTORZY

Po 10 kwietnia 2010 roku w prasie i internecie opublikowano dziesiątki wierszy smoleńskich, napisanych przez debiutantów i mniej znanych poetów, a także przez prozaików, publicystów, satyryków, autorów tekstów piosenek, wreszcie przez anonimowych internautów. Są to w większości teksty szczególnie emocjonalne, często o charakterze publicystycznym, czasami przeróbki utworów znanych z historii literatury (zwłaszcza "Pogrzebu Prezydenta Narutowicza" Juliana Tuwima). Niektóre posiadają jednak autonomiczną wartość literacką, wszystkie - wartość świadectwa. Poniżej przedstawiam najciekawsze z nich. [red.]

MARCIN WOLSKI
Na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego

Mediom

Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!

Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych.
Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,
dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny,
wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło.

Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone bez ustanku, dzień w dzień.
Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...
Karlejecie, pętaki, rośnie zaś Jego cień!

Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy,
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy.
A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście.

Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.
Na kolana, łajdaki, sypać popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!


MARCIN WOLSKI
Golgota

Z nieludzkiej ziemi, tam, gdzie grób
pod nowym grobem się ugina,
gdzie złomu kłąb i trupi smród -
idzie od roku - jak dziewczyna...
idzie półnaga, całkiem bosa,
przez drogi nienawistne.
Koronę z cierni ma we włosach
dziewięćdziesięciu sześciu istnień.
Bez trwogi wciąż wytrwale prze,
mimo że tylu jej ubliża,
szydzą z niej w noce oraz dnie
zawzięte hordy wrogów krzyża.
Zagłusza ją medialny gwar,
nie pokazują jej dzienniki,
czasem odbitą ujrzysz twarz
w chusteczce świętej Weroniki,
Lecz gdy upada, milion rąk
unosi ją nad zapomnienie,
silniejszą każdą polską łzą
i każdym polskim serca drgnieniem,
Nie daje się zadeptać wrogom,
że wygra - wie od dawna,
więc idzie tak krzyżową drogą
ostatnia polska święta - Prawda.


TADEUSZ ZACHARA
10 kwietnia

Stało się
a może jednak nie
może spróbować zamknąć oczy
zasnąć i obudzić się po złym śnie
Stało się
jak obuchem w głowę
drży jeszcze ostatni akord
niedokończonej symfonii
w mglistym powietrzu dopala się
ostatni znicz
Stało się
tego filmu nie puści już nikt
w odwrotną stronę
wylądowali
na miejscu swego przeznaczenia
Stało się
tajemnicę zabrali ze sobą
do zatrzaśniętych trumien
czarna skrzynka czarna łubianka
dochowa milczenia niezawodnie
i milczeć będą drzewa
które to widziały
Stało się
trafiony odłamkiem uśpiony żubr
otwiera szeroko oczy ze zdumienia
ryk uwiązł mu w gardle
zbiera się do galopu
w swoją ostatnią szarżę

kwiecień 2010


JAN OWCZAREK
Trumna Prezydenta


Jedzie kondukt żałobny ulicą Warszawy
Wita Go tłum uliczny posępnym milczeniem
Mgła smoleńska się snuje jakąś smugą krwawą
Brzmi werbel opuszczonej flagi bolesnym zdziwieniem

Pan Prezydent powrócił do swojego Miasta
Już nigdy nie przemówi nie wyda orędzia
Ten szczuty i opluwany olbrzymem wyrasta
Ponad ich niegodziwość i moralną nędzę

Chciał oddać pokłon prochom poległych w Katyniu
Sam poległ i już więcej nie złoży tam kwiatów
Dudni kompania wojska i dźwięk trąbki płynie
Ślą depesze żałobne z wielu krajów świata

Polska dźwiga tę trumnę jak ciężar z ołowiu
Przygnieciona kamieniem narodowej klęski
Tyle pytań się ciśnie a nikt nie odpowie
Więc trzeba przyjąć tę boleść zwyczajnie po męsku

Ruszy pochód na Wawel smęcąc ujęte snem grody
Przypomni wielkość której nie wyziębi sto lat
I stanie u stóp królów znów dumnym Narodem
I z podziwem na Polskę spojrzy cały świat

Żołnierze w rogatywkach poniosą tę trumnę
Będzie głucho dudnił stukotem butów bruk
Przez Polskę którą On zawsze w sercu nosił dumnie
A Jego wielkich marzeń wysłucha sam Bóg


[CDN]