Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango

Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").

sobota, 23 kwietnia 2011

BOHDAN WROCŁAWSKI

(ur. 1944) - poeta, dramaturg, prozaik. Debiutował w 1967 tomem poezji "Linia Krat". Ostatnio opublikował "Cyrograf milczenie" (2003) i "Inny smak księżyca" (2006). Redaktor serwisu internetowego pisarze.pl. Mieszka w Warszawie.

Smoleńska mgła

Mgła nad smoleńskim lotniskiem nadal nie opada
staje się trwała jak instytucje państwowe
które odznacza się w dni świąteczne i tylko pogrzeby
wyzwalają nasze myśli wciąż jeszcze pozbawiane wolności i wyobraźni

powoli przechodzimy wzdłuż ściany płaczu
słychać łkanie małego dziecka

to my wiecznie głodni szukający drogowskazów
my dzieci Szopenów Norwidów Fieldorfów
tych których pamięć śpi zasypana wieczną zmarzliną Syberii
i niedoskonałości
wolno przesuwający się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia
aż po sam kraniec naszej samotności bólu
którego nie potrafimy jeszcze zrozumieć
ale który zawiązał nasze myśli na stałe

ogrzewam dłonie kubkiem z ciepłą herbatą wlaną z termosu
jest słona tak jak wyłkana nasza samotność
łzy które pozbawione naszej obecności
zaczynają własne dorosłe już życie

tymczasem ktoś gra na skrzypcach podnosisz oczy do góry
patrzysz skąd dobiega ten dźwięk
nie dostrzegasz nikogo kilka chmur dach Dziekanki szept modlitwy
ktoś otwiera ramiona szeroko
odgadujesz to Wisła zmęczona wędrówką
omija Wyspę Sobieszewską i wpada do wiecznie głodnego morza

tak kończą się nasze niepokorne sny
Nadzieje
Samotność

Ale teraz wiesz rozumiesz dostrzegasz to
Obok ciebie są tacy sami jak ty
ci których ustawicznie pozbawiano sensu istnienia
Jesteście razem

Nareszcie razem
Blisko chmur zawiązujących muzykę skrzypiec delikatność westchnień

Widzisz małą rudą harcerkę
Odbiera od ciebie kwiaty i światełko twojej nieobecności
Ustawia je wśród innych dziesiątek setek tysięcy
Jest tak wspaniała jak najczystsza pierwotna pieśń skalnych pieczar
W których płonęło ognisko
zakreślające krąg ciepła i bezpieczeństwa

To nasz dom
Dom człowieczej pamięci skromności i potęgi

Nadal patrzysz na harcerkę
kiedy uśmiechnięta odgarnia opadające włosy
Oświetlają ją płonące znicze
I najczystsze ludzkie spojrzenia

Przyznaj
Jesteś wzruszony
Wzruszony tym że nie było ciebie tu wczoraj i jeszcze wcześniej
A tylko twoja wyobraźnia otworzyła się przy tej natchnionej muzyce skrzypiec

Która już na stałe zamieszkała w tobie

pierwodruk: "Gazeta Polska" 13 kwietnia 2011