Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango

Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").

czwartek, 11 listopada 2010

MIROSŁAW WOŹNIAK

(ur. 1957) - poeta. Wydał tomy wierszy: "Kość i jabłko" (1998), "Zjazd" (1999), "Budowanie domu" (2002). Publikuje we "Frondzie" i "Arcanach".

Tryptyk katyński

1. Czuwanie

Jeśli ktoś czuwał, to diabeł,
jeśli ktoś czuwa, to Bóg.
Odżywa krew, która dawno
wsiąkła w katyński dół.
Wzbiera, ku górze idzie,
ziemia w jar się rozpęka,
by przyjąć gości z zachodu,
przywitać ich w Smoleńsku.
Za nimi kraj mały został,
z dawnej wielkości odarty.
Nie wiem, kto gra na górze
z nami w znaczone karty.
Samolot kreśli kręgi,
a wokół mleczna mgła.
Wielkie się siły zwarły.
Idzie smoleński las.

II. Coś

coś się wydarzyło kiedyś
między Gibraltarem a Katyniem
coś się stało teraz
pod Smoleńskiem
dokonało się
dopełniło
domknięty został krąg
coś niby wiem rozumiem
nie rozumiem ni w ząb

III. Las

przyszedł do mnie dziś w nocy
smoleński las
w milczeniu sosny i brzozy
i tamten czas

w krąg czaszki przestrzelone
- czegóż chcesz od nas Panie?
odmówiłyśmy zdrady
żeby odmówić różaniec

chciałem wyrwać się uciec
lecz nie będę miał siły
zbyt hojne są Twe dary
z narodowej mogiły

Pułapka

To takie miejsce na ziemi
między kimś a kimś,
takie sobie przechodnie,
to samolot, który leci w zbożnych, a jakże, intencjach,
opór stawiany najeźdźcy,
a także umiłowanie świętego spokoju,
który nie zna ceny,
to akcja "Burza" albo akcja "Picasso", czyli
pokój z gołąbkiem w dziobie,
tak czy inaczej pułapka,
która się zatrzaśnie,
kot się nasyci zdobyczą,
ten kot albo tamten,
pewnie oba nasycą się z czasem.
Sam Pan Bóg przecież zastawił pułapkę,
żeby nas wybronić
przed nami samymi.

Lotnisko

To jest rosyjska ziemia, to nasze lotnisko,
wasz samolot niech raczej nie podchodzi blisko,
nikt tu was nie zapraszał, nikt na was nie czeka,
białopolak niech Smoleńsk omija z daleka.
Tak trudno wam zrozumieć rzeczy dla nas proste?
Znów będą cichły ptaki tuż za progiem wiosny
i pójdzie w świat przestroga od słowiańskich braci:
chcieliście do Katynia? No to macie Katyń.

Testament

zginąłem tak, jak żyłem,
w drodze do Katynia,
nie chciałem umierać,
chciałem tylko,
żeby inni wiedzieli,
skąd przychodzą
i dokąd zmierzają

ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że umarłem dla legendy,
bez której naród
jest jak wędrowiec zbłąkany we mgle

nie wiem,
wiem, że mgła jest bezkształtna jak las,
kiedy się budzi do życia o świcie,
także nad grobami

teraz znów jestem w drodze,
po ludzku biorąc, ostatniej,
ci, którzy mnie żegnają, mówią,
że ta droga prowadzi na Wawel,
tam bije serce legendy,
chwałę umarłych głosi,
żywych do siebie woła

Pieśń dziadowska o tragedii

Kiedy ginął prezydent Kaczyński
chwiały się, kołysały
drzewa,
ułożyły się w kołyskę
drzewa w lesie katyńskim

Kiedy ginął prezydent Kaczyński
serce drżało, a potem
przed siebie biegło szalone
jak płomień, zanim zgaśnie.
Jak płomień,
jak oderwane
skrzydło samolotu

Kiedy ginął prezydent Kaczyński
Pan Bóg patrzył, a diabeł się cieszył.
Myśli biegły przed siebie szalone
i ginęły
w ciemnym jak grób lesie

Kiedy ginął prezydent Kaczyński
drżała ziemia przez chwilę, a potem
wokół cisza jak noc zapadła.
Drzewa w Rosji są jak kołyska
z mgły utkana
rękami diabła



aż do kolumny Zygmunta
kapryśny wąż
pozakręcany
nie wiem gdzie stanąć
czy będę trwał.
A oni stoją
do jutra będą stać
trwają
chcą trwać.
Znicze morze światełek
kwiaty ogród kolorów
płacz suchymi oczami
jak zawsze - w porę nie w porę.
Wkrótce śpiewy majowe
a potem Zielone Świątki.
Wieczne odpoczywanie.
Codzienne nieporządki.

10.04.2010 r.

nie zamknęli lotniska
nie zamykają gęby
rosną na polskiej ziemi
nowe katyńskie dęby
nieśmy kwiaty Słowianie
jak z kropli krwi różaniec

pierwodruk wszystkich wierszy: "Arcana" 2010 nr 4