Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango

Rankiem 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem wydarzyła się jedna z największych tragedii w historii Polski. W katastrofie lotniczej zginęło 96 osób tworzących polityczną elitę narodu, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z Małżonką, prezydent Ryszard Kaczorowski, Anna Walentynowicz, parlamentarzyści, dowódcy wojska, liderzy środowisk patriotycznych. Polscy poeci nie pozostali głusi na tę tragedię. W wierszach publikowanych w prasie i internecie składaliśmy hołd poległym, odsłaniając jednocześnie symboliczne, historiozoficzne, metafizyczne i polityczne wymiary katastrofy. Nie zawsze, co zrozumiałe, były to próby podejmowane z odpowiednim dystansem. Jednak wierząc, że wartość moralna usprawiedliwia ewentualne niedostatki warsztatu, zdecydowałem się zebrać te utwory w jednym miejscu jako świadectwo wspólnego bólu, ale też siły i nadziei. Antologia ma charakter otwarty i będzie uzupełniana na bieżąco. Za motto całości niech posłuży napis umieszczany na dawnych dzwonach kościelnych: "Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango" ("Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę").

środa, 10 listopada 2010

WOJCIECH WENCEL

(ur. 1972) – poeta, eseista, felietonista. Wydał książki poetyckie: "Wiersze" (1995), "Oda na dzień św. Cecylii" (1997), "Oda chorej duszy" (2000), "Ziemia Święta" (2002), "Wiersze zebrane" (2003), "Imago mundi. Poemat" (2005), "Podziemne motyle" (2010), "De profundis" (2010), zbiory szkiców "Zamieszkać w katedrze" (1999) i "Przepis na arcydzieło" (2003) oraz wybory felietonów "Niebo w gębie" (2010) i "Wencel gordyjski" (2011). Jest laureatem wielu nagród, m.in. im. Józefa Mackiewicza, Fundacji im. Kościelskich, im. Kazimiery Iłłakowiczówny, im. ks. Janusza St. Pasierba i im. Franciszka Karpińskiego. Publicysta tygodników "Gazeta Polska" i "Gość Niedzielny". Współpracuje z dwumiesięcznikiem "Arcana". Mieszka w gdańskiej Matarni.

In hora mortis

Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy
póki nasi starsi bracia wędrują do ziemi

tam tajemne biją źródła tryskają strumienie
tam śmierć pada na kolana przed wiecznym istnieniem

tam zabici w ciemnym lesie modlą się za nami
tam powstańcy do Śródziemia idą kanałami

ścieżka wiedzie przez grób Pański – nie ma innej drogi
trzeba się owinąć w całun biały i czerwony

gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem

mroźny wiatr ze wschodnich kresów wciąż nam wieje w plecy
gnie się trzcina nadłamana tli się płomyk świecy

a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje
tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem

naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem
który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę

10 kwietnia 2010

pierwodruk: "Gość Niedzielny" 2010 nr 15

Czterdzieści i cztery

O starym życiu nikt już nie pamięta
płoną świece przed pałacem prezydenta

Z matki obcej; krew jego dawne bohatery.
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.

Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów

jesteś Jonaszem w brzuchu wielkiej ryby
pójdź ach pójdź do swojej Niniwy

13 kwietnia 2010

pierwodruk: "Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 24-25 kwietnia 2010

Pani Cogito

Pamięci Anny Walentynowicz,
poległej 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku
i pochowanej na gdańskim cmentarzu
przy ulicy Srebrniki

Pociemniało twoje miasto o północy
od nabrzeży po łagodne zbocza moren
w betonowych blokowiskach się położył
ulepiony z małych ludzi wielki golem

dawno ucichł wspólnotowy śpiew pod bramą
raz na zawsze skonfiskował czas ulotki
do galerii – tych handlowych – tłumy walą
ruski czołg jak stał tak stoi obok stoczni

może wcale cię nie było na tym świecie
może jesteś wymyślona przez Herberta
byłaś wierna zaręczona z ciemnym kresem
nie umiałaś po salonach się wałęsać

teraz śpisz ale pilnują cię Judasze
co w tej ziemi zakopali wór srebrników
na monecie księżycowej pełnym blaskiem
świeci twój ateński profil: sprawiedliwość

pierwodruk: wojciechwencel.blogspot.com

interpretacja Jana Pietrzaka (muz. Mariusz Dubrawski)

Ikar

Pieter Bruegel: Krajobraz z upadkiem Ikara

Jego mityczny upadek nie został zauważony
w mieście wciąż handlowano złotem i bawełną
pług brnął przez czarną ziemię okręty płynęły
a pasterz przeliczywszy setkę pańskich owiec
stał odwrócony do morza barczystymi plecami
i marzył o niebieskich migdałach

gdyby nie pióra na wodzie można by pomyśleć
że nic się tu nie stało (Codzienność zawsze zwycięża,
jest trwalsza od wielkich tragedii.)
lecz my czuliśmy grozę patrząc na ten pejzaż
bo się nie zabliźniła jeszcze rana świata
i powietrze drgało jak ciało skazańca

pytanie: szpony bestii czy sztylety słońca
w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia
bowiem ciemna istota jest zawsze ta sama
sprowadzić z wysokości i unurzać w błocie
spoza ram obrazu przyglądał się nam uważnie
sprawca: demon wschodu lub demon południa

10 kwietnia 2011

pierwodruk: teologiapolityczna.pl